Archiwum

Recenzja albumu The Beatles "Abbey Road"

SIDE ONE
1. Come Together
2. Something
3. Maxwell's Silver Hammer
4. Oh! Darling
5. Octopus's Garden
6. I Want You (She's So Heavy)
SIDE TWO
1. Here Comes The Sun
2. Because
3. You Never Give Me Your Money
4. Sun King
5. Mean Mr. Mustard
6. Polythene Pam
7. She Came In Through the Bathroom Window
8. Golden Slumbers
9. Carry That Weight
10. The End
11. Her Majesty

Legendarnego zespołu The Beatles chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Takiej ilości przebojów i wspaniałych płyt, które wyszły spod ich rąk, może pozazdrościć im niejeden raczkujący zespół rockowy. Muzyka Brytyjczyków to temat rzeka, ja dzisiaj przyjrzę się tylko jednemu z okresów w ich karierze. W 1967 roku w zespole zaczęło się źle dziać - członkowie coraz bardziej nie mogli się ze sobą porozumieć, a początkiem końca była śmierć ich menadżera, Briana Epsteina. Muzycy od tamtego momentu zaczęli myśleć o osobnych projektach, ich ścieżki powoli się rozchodziły. Jednak z pomocą producenta Georga Martina postanowili ponownie połączyć swoje siły i nagrać kolejny album. Pomimo świadomości zbliżającego się rozpadu zespołu, muzycy zapomnieli o konfliktach i w trakcie nagrań dali z siebie naprawdę wszystko. W tak nieciekawej atmosferze powstał chyba najlepszy album The Beatles i jeden z lepszych albumów wszech czasów. Czy istnieje lepsza zachęta do przesłuchania tego dzieła?

Mowa oczywiście o "Abbey Road", ostatnim nagranym przez nich dziele, lecz wydanym jako przedostatnie - zwieńczeniem ich kariery była płyta "Let It Be". Nazwa albumu pochodzi od nazwy ulicy, przy której mieści się studio nagrań, gdzie powstawały kompozycje. Już na początku recenzji chcę zaznaczyć, że pisząc i wypowiadając się o tej płycie mam klapki na oczach. Przygotujcie się na same pozytywne słowa i absolutnie zero krytyki - uważam, że Beatlesi byli najlepszym zespołem wszech czasów, już nikt nie nagra takich utworów jak oni, nikt nie wytyczy tylu nowych szlaków w muzyce. Ten ponadczasowy album jest podzielony na dwie części - w pierwszej mamy nieco mniej utworów (jest ich sześć, ale są dłuższe), druga jest pod tym względem bardziej bogatsza. Która z części jest lepsza? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie - osobiście traktuję ten krążek jako genialną, spójną całość, która nie posiada wad i w której każdy element jest na właściwym miejscu. Takich albumów niestety już się nie nagrywa...


Grzechem byłoby pominąć jakikolwiek z utworów w tej recenzji, więc postaram się powiedzieć parę słów na temat każdej z kompozycji. Na początku mamy pełne wyrazistych riffów "Come Together", na które żaden szanujący się fan rocka nie powinien pozostać obojętny. Dość stonowane rozpoczęcie płyty, ale perfekcyjne w swej prostocie. W następnej kolejności otrzymujemy przepiękną balladę o miłości. "Something" to popis tekściarskich i kompozytorskich umiejętności George'a Harrisona. Brak mi słów, by opisać geniusz tego utworu, potrafię tylko rozpływać się nad nim w zachwytach. Zamiast tego przytoczę opinię Franka Sinatry na jego temat - muzyk określił "Something" najlepszą piosenką o miłości jaką kiedykolwiek napisano. W "Maxwell's Silver Hammer" Paul McCartney w ironiczny sposób przedstawia historię seryjnego mordercy. Wręcz wesoła, niesamowicie przyjemna melodia świetnie kontrastuje z tekstem piosenki. Ciężko się tutaj do czegokolwiek przyczepić. "Oh! Darling" to kolejne dzieło McCartney'a - tutaj na uwagę zasługuje jego niesamowity, zapadający w pamięć wokal. Wspaniałym dodatkiem są oszczędne dźwięki fortepianu i perkusji. Pora na urokliwe "Octopus's Garden", które wyszło spod ręki Ringo Starra (niestety jedyny taki utwór). Parę lat temu, gdy dopiero zapoznawałam się z tym albumem, należał on do moich faworytów. Obecnie nadal pałam do niego ogromną sympatią. Bije od niego mnóstwo optymizmu, nie zabrakło tutaj przeuroczych chórków i genialnej solówki George'a. Aż chciałoby się więcej kompozycji od Starra... Po tym beztroskim utworze następuje chyba najcięższy moment na "Abbey Road" - zamykające pierwszą część albumu "I Want You (She's So Heavy)" po prostu powala. Za każdym razem nie mogę nadziwić się geniuszowi tego utworu - psychodelia spotyka się z bluesem, blues miesza się z hard rockiem, kawałek wręcz wprowadza nas w jakiś trans, z którego zostajemy gwałtownie wyrwani. Zupełnie nie odczuwa się jego długości (prawie osiem minut), a nawet pozostawia pewien niedosyt. Uwielbiam ten agresywny, mocny wokal Johna Lennona. Chórki nadają całości nieco dramatyzmu.

Druga strona rozpoczyna się słoneczną, wywołującą uśmiech na twarzy kompozycją "Here Comes The Sun". Delikatna melodia, oparta na dźwiękach akustycznej gitary stanowi wspaniałą chwilę wytchnienia po wcześniejszym utworze. Harrison po raz kolejny udowadnia swój muzyczny talent. Kolejnym arcydziełem jest natchnione "Because", w którym pierwsze skrzypce gra harmonijny śpiew chłopaków. Wprost ubóstwiam "You Never Give Me Your Money", które charakteryzuje się wieloma zmianami tempa. Najpierw mamy spokojny, fortepianowy wstęp, w dalszej części robi się bardzo gitarowo i dynamicznie. Jednak równowaga została zachowana, więc nie ma tu mowy o wrażeniu chaotyczności. Co ciekawe, utwór rozpoczyna suitę, która składa się z kilku krótkich piosenek: "Sun King" (leniwy utwór o wspaniałym klimacie, w którym ponownie wykorzystano harmonie wokalne), "Mean Mr. Mustard", "Polythene Pam" (pierwsza - fajne, umiarkowane wprowadzenie do tej drugiej - szybkiej, rytmicznej; obie stanowią bardzo udaną całość), "She Came In Through The Bathroom Window" (przyjemna pozycja z zabawną historią), "Golden Slumbers" (urzekająca ballada McCartney'a przy dźwiękach fortepianu i skrzypiec + wspaniały wokal), "Carry That Weight" (wokalnie udzielają się tutaj wszyscy Beatlesi, fajnym pomysłem jest wykorzystanie motywu z "You Never Give Me Your Money"). Końcówka nie zawodzi. "The End" to wspaniały utwór, przez większą część instrumentalny. Na wstępie słyszymy perkusyjną solówkę Starra, później dochodzą gitarowe solówki pozostałych członków zespołu. Piosenkę wieńczą piękne słowa "And in the end the love you take is equal to the love you make", które stanowią wzruszające zamknięcie kariery Fab Four. Krótka miniatura "Her Majesty" początkowo była umieszczona po "Mean Mr. Mustard", jednak Paulowi nie spodobał się ostateczny efekt. W końcu umiejscowiono ją po "The End". Po pełnym przejęcia utworze otrzymujemy lekką, pozytywną melodię, którą możemy traktować jako otarcie łez po przesłuchaniu już całego "Abbey Road".

Album jest idealnym zwieńczeniem wspaniałej kariery muzycznej tego bandu. Bez niego dyskografia The Beatles nie byłaby tak znakomita i bogata. Wspaniała okładka i wspaniała zawartość - każdy z utworów to perełka, każdy zasługuje na uwagę i dokładne wsłuchanie. Nie pozostaje mi nic innego jak przyznać "Abbey Road" ocenę maksymalną i ponownie zanurzyć się w dźwiękach tego klasycznego albumu...

Ocena: 10/10

21 komentarzy:

  1. Nie przepadam za nimi, ale kilka kawałków mają fajnych :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Do "Abbey Road" jeszcze nie doszłam, jestem dopiero na "With The Beatles", no ale trudno nie znać epickich "Come Together" czy "Oh! Darling". Po obejrzeniu "Klubu Samotnych Serc Sierżanta Pieprza" zapoznałam się z "I Want You" i "You Never Give Me Your Money". Nie podoba mi się jednak "Here Comes The Sun", z całym szacunkiem do George'a.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ahhh, a więc to jest ta cała epicka płyta, z którą każdy człowiek powinien się choć raz w życiu zapoznać. Jak napisała Szafira - znam jedynie te dwie pierwsze piosenki o których wspomniała, ciężko ich nie znać. Beatelsi to trochę nie moja bajka. Niby klasyka, ale nie moja klasyka i ciężko jest mi przekonać się do przesłuchania zespołu, który prawdopodobnie by mnie nie urzekł. Doceniam ich, nawet podziwiam, ale nie jaram się nimi.

    Pozdrawiam, NAMUZOWANI

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawy album ;)

    linijkala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. 10/10 jak najbardziej zasłużone, Paul na mojej koszulce kiwa głową ;) Moje ulubione to "Come together" i "I Want You".

    OdpowiedzUsuń
  6. ja chyba zbednie bede sie rozpisywal, po prostu genialny kultowy album i okladka plyty hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie znam za bardzo ich piosenek. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny album, muszę odświeżyć moją znajomość z Beatlesami :)

    OdpowiedzUsuń
  9. świetna ocena :) pasująca do zespołu !

    OdpowiedzUsuń
  10. ciekawy album ;)

    linijkala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie słuchałam tego albumu ale może po niego kiedyś sięgnę. Zgadzam się okładka płyty świetna :D
    Zapraszam do http://muzycznomaniaa.blogspot.com/ na NN

    OdpowiedzUsuń
  12. hej na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest spóźnione notowanie :) serdecznie zapraszam do glosowania :) nie przepadam za muzyka beatlesow pozdro ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Muszę wreszcie posłuchać tego albumu. "I Want You" czy "Come Together" są oczywiście fantastyczne.

    Nowa recenzja: dwa soundtracki do "Igrzysk śmierci" @ Fizzz-Reviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. No dokładnie, ten album to klasyk ;)
    Nie mogę się nadziwić temu, jak rozwinął się Twój blog. Pamiętam Twoje niewinne początki. Brawo :*

    OdpowiedzUsuń
  15. u mnie pojawiło się nowe notowanie na które zapraszam do oddawania swoich głosów // www.hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  16. Piosenki z albumu są świetne i często do nich wracam.
    NN na http://mybestmusic.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  17. Muszę posłuchać tego albumu bo Twoja recenzja mnie zaskoczyła :)
    Znam ten zespól, choć nie za bardzo interesuje się ich twórczością...
    mlwdragon.blogspot.com
    historiaadam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  18. Zapraszam na nowy post http://magdalenatul.blog.pl/
    Ps.
    Nie słyszałam jeszcze piosenek z tego albumu.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nawet nie wiem, ile utworów z tego albumu znam, bo o ile kojarzę coś od nich, to nie znam ani tytułu ani tego, z jakiej płyty pochodzi dany utwór. Mogę tylko powiedzieć z całą pewnością, że znam "I Want You (She's So Heavy)" i muszę się zgodzić z tym, że to świetny utwór, jednakże mnie osobiście trochę przynudza już po którejś minucie słuchania. I na dzień dzisiejszy bardziej mi się podoba cover Halestorm :) Pewnie przez moją słabość do Lzzy :)

    OdpowiedzUsuń
  20. Recenzja bardzo emocjonalna, przez to szczera i prawdziwa.I chociaż wyżej cenię i "Revolver" i doubleowy "The Beatles" to przyznaję, że "Abbey Road" jest płytą, która nie pozostawia słuchającego obojętnym. Ale najważniejszym imperatywem sprawiającym, że ta muzyka będzie dla mnie zawsze tak ważna jest przesądzający faktograficznie argument, że ona mnie wychowała muzycznie i przy niej dorastałem - więc wiele jej zawdzięczam - młodość przypomina i to przekonanie, że wszystko jest możliwe. A Beatlesi łamali wszelkie granice i bariery, dlatego na zawsze pozostaną Najwięksi - nikt już nigdy tak nie zdominuje i nie przekieruje - stylu i gustu w wielu wymiarach kulturotwórczych. Może niestety ale na pewno. Pozdrawiam. Sławek

    OdpowiedzUsuń
  21. "I Want You (She's So Heavy)" - utwór wyprzedzający swoją epokę, prawdziwe arcydzieło. Jednak album "Revolver" stawiam odrobinę wyżej od "Abbey Road".

    OdpowiedzUsuń