2. Call Girl
3. Dictator's Son
4. Little Guy From The Suburbs
5. Police Encounters
6. Save Me From Myself
7. Sõ Desu Ne
8. The Man Without A Tan
9. Things I Won't Get
10. The Power Couple
11. Collaborations Don't Work
12. Piss Off
Franz Ferdinand najwyraźniej nie myślą na razie o przygotowaniach następcy "Right Thoughts, Right Words, Right Action" z 2013 roku, gdyż niedawno zaangażowali się w zupełnie nowy projekt o nazwie FFS. Po zarejestrowaniu w zeszłym roku utworu ze święcącym triumfy w latach siedemdziesiątych kalifornijskim zespołem Sparks panowie postanowili wspólnie stworzyć cały krążek. Jak oceniam efekty ich współpracy?
Brzmieniowo nie zakosztujemy tutaj żadnej rewolucji, płyta jest utrzymana w stylistyce zbliżonej do wcześniejszych dokonań Franz Ferdinand i jak na moje ucho bez problemu mogłaby zostać postawiona obok czterech dotychczas wydanych krążków szkockiego bandu. W czasie prawie pięćdziesięciu minut "FFS" stykamy się z już dobrze znanymi, pozytywnymi, pełnymi energii melodiami, do których przyzwyczaili nas muzycy. Z kolei duet Sparks do indie rockowej stylistyki dodał trochę nowej fali, szczyptę kiczowatości, glamowy szyk, a wszystko to zostało podane w popowym sosie. Słychać, że panowie nie traktują muzyki zbyt poważnie, ale zarazem nie podchodzą do tworzenia utworów bez zaangażowania. Obie formacje najwyraźniej złapały wspólny język, gdyż kawałki brzmią bardzo spójnie i obfitują w ciekawe rozwiązania dźwiękowe.
W singlowym "Johnny Delusional" obcujemy z chwytliwym, elektroniczno-gitarowym refrenem. Kawałek stanowi świetne wprowadzenie w stylistykę całego krążka i sygnalizuje, że czekają nas pełne energii melodie łączące w sobie luz, przebojowość oraz teatralność. Drugim utworem, na którym zwróciłam większą uwagę, jest "The Man Without A Tan". Podobnie jak wyżej wymieniona pozycja klimatem nawiązuje do twórczości Franz Ferdinand, a o jego sile stanowią przyspieszony rytm, obecność chórków i zadziorna gitara. W rytmicznym, aczkolwiek zbyt przewidywalnym "Call Girl" panowie ze Sparks dodają swoje trzy grosze i ozdabiają utwór klawiszami, a lekko psychodelizujące "Dictator's Son" kojarzy się z Davidem Bowie. Dalej panowie częstują nas cichą i bardzo subtelną balladą "Little Guy From The Suburbs", obok której ciężko przejść obojętnie. Siła tkwi tutaj w prostocie. Miłośnicy nieco kiczowatych dźwięków powinni rzucić uchem na intrygujące "Things I Won't Get" świetnie wpasowujące się w teatralną twórczość Kalifornijczyków.
"Police Encounters" o połamanym rytmie na dłuższą metę nieco irytuje swoim niepoukładaniem i chaotycznymi dźwiękami. "Sõ Desu Ne" wyróżnia się dyskotekowym podkładem, jednak całościowo nie obcujemy ze zbyt odkrywczą pozycją. Nudą nie wieje za to w surowym "Save Me From Myself", które porywa rockowym podkładem. Wysoki poziom prezentuje melodyjne "Collaborations Don't Work" będące udaną mieszanką popowej chwytliwości i kabaretowych inspiracji. Całość została okraszona harmonijnymi chórkami i stanowi jedną z ciekawiej skonstruowanych kompozycji na albumie. Oparte na miarowym rytmie "The Power Couple" to kolejny dowód na spontaniczność krążka FFS, a wieńczące całość "Piss Off" sprawia, że nie sposób usiedzieć na miejscu.
Mimo że płyta nie zdobyła mojego serca i raczej nie sprawi, że moja sympatia do Franz Ferdinand się zwiększy, stanowi jednak niemałą ciekawostkę dla fanów obu zespołów i nie tylko.
Ocena: 6/10
Nie znam za dobrze Franz Ferdinand, jak zapoznam się z ich twórczością, to sięgnę po "FFS".
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na reckę "Sierżanta Pieprza". :)
Pozdrawiam.
Podoba mi się ta muzyczna kombinacja. A najbardziej chyba to, że mimo niemłodego wieku panowie potrafią się bawić i mają więcej energii niż niejeden młody zespół.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nową recenzję na http://the-rockferry.blog.onet.pl