Archiwum

Recenzja albumu Pink Floyd "The Wall"

CD 1
1. In The Flesh?
2. The Thin Ice
3. Another Brick In The Wall (Part I)
4. The Happiest Days Of Our Lives
5. Another Brick In The Wall (Part II)
6. Mother
7. Goodbye Blue Sky
8. Empty Spaces
9. Young Lust
10. One Of My Turns
11. Don't Leave Me Now
12. Another Brick In The Wall (Part III)
13. Goodbye Cruel World

CD 2
1. Hey You
2. Is There Anybody Out There?
3. Nobody Home
4. Vera
5. Bring The Boys Back Home
6. Comfortably Numb
7. The Show Must Go On
8. In The Flesh
9. Run Like Hell
10. Waiting For The Worms
11. Stop
12. The Trial
13. Outside The Wall

Brytyjski zespół Pink Floyd założony został w 1965 roku, ich początkowe nagrania można określić jako rock psychodeliczny, w późniejszych latach muzyka nabrała cech progresywnej. Ten legendarny zespół kojarzony jest z rozbudowanych piosenek, eksperymentów z dźwiękiem i wręcz filozoficznych tekstów. Na całym świecie sprzedali ponad 200 milionów albumów. Dzisiaj poddam ocenie dzieło, które jest uważane za najciekawsze muzycznie. 

"The Wall" - tak zespół nazwał swoje jedenaste dzieło. To dwupłytowy koncept-album, zawiera dwadzieścia sześć utworów dających w sumie osiemdziesiąt minut muzyki. Warto wiedzieć, że to Roger Waters jest głównym autorem muzyki i tekstów na krążku. Dlatego dzieło to jest tak bardzo osobiste - zawiera bardzo dużo wątków autobiograficznych, piosenki mają określoną kolejność. Opisują pewne etapy z życia bohatera. "The Wall" wydano 30 listopada 1979 roku spod szyldu EMI Records. Album okazał się jednym z najlepiej sprzedających się w historii muzyki rockowej i wywarł znaczny wpływ na wielu artystów rockowych.

Na dysku pierwszym znajdziemy wiele mocnych punktów: otwierające album "In The Flesh?" z ostrymi gitarami, "The Thin Ice", w którym życie człowieka zostaje porównane do cienkiego lodu, trzy party "Another Brick In The Wall". Pierwsza część dotyczy utraty ojca Watersa, doskonale znany przez wszystkich part II (druga cegła w murze), mówi o negatywnym wpływie szkoły, która niszczy indywidualność człowieka, a ostatnia z nich jest pewnego rodzaju odsunięciem się od rzeczywistości. Zdecydowanie za krótkie "Goodbye Blue Sky" po prostu oczarowuje w trakcie słuchania. Dobre jest też hard rockowe "Young Lust" czy "Mother" mówiące o dzieciństwie chłopca wychowywanego przez nadopiekuńczą matkę. Pierwsza część albumu kończy się króciutkim "Goodbye Cruel World".


Drugi krążek również posiada znakomite kompozycje, najpierw ballada "Hey You", genialny utwór z doskonałym wokalem. Bohater śpiewa do samego siebie, tego, który znajduje się po drugiej stronie muru. "Comfortably Numb" to również piosenka zasługująca na szczególną uwagę, głównie ze względu na gitarowe solo Davida Gilmoura. Jest też "The Trial" - wręcz operowy numer, coś nowego od Pink Floyd. W ostatnich sekundach "Outside The Wall" słowami "isn't it where..." (czy to nie tu), ukazano niezniszczalność muru, po zburzeniu nadal będzie wzrastał. To pewna odpowiedź na "...we came in" (zaczęliśmy), słów zaśpiewanych w otwierającej album piosence. Pozostałe kompozycje też są niezwykle dobre i zasługują na uwagę.

Podobają mi się przejścia między utworami, kolejność piosenek jest po prostu idealna, napięcie w czasie słuchania powoli wzrasta, przez co słuchacz nie zanudza się. Muzyka na tym albumie jest znakomita i magiczna, podczas słuchania potrafi zahipnotyzować. Piosenki zabierają nas do innego świata, z którego nie chcemy wracać. Mamy tu parę nieco słabszych momentów, ale nie jest ich tak dużo, by obniżyć poziom tego cudownego albumu. Teksty na krążku nie są optymistyczne, raczej opowiadają o smutnych wydarzeniach z życia Watersa. Dominuje tu nastrój smutku i beznadziejności.

Muzycy stworzyli wspaniały i głęboki album, który oddziałuje na emocje słuchacza. Najlepiej słucha się go w zupełnej ciszy i mając słuchawki na uszach - doskonale słychać każdy najmniejszy dźwięk i można wczuć się w tekst. Atutami tego ambitnego albumu są również niebanalny wokal i niesamowite solówki gitarowe. Jest to kolejne dzieło, które nie nudzi mi się i odkrywam je na nowo za każdym razem. Ten album zdecydowanie trzeba znać, to podsumowanie muzyki rockowej lat 70. XX wieku. Arcydzieło.

Ocena: 10/10

13 komentarzy:

  1. Kojarzę ich tylko z nazwy. Nie znam kompletnie żadnej płyty. / soscream

    OdpowiedzUsuń
  2. nie przepadam za tym typem muzyki ;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ktoś pisał powyżej to Pink Floyd to klasyka, ich trzeba znać, jak i trzeba kojarzyć ten album ! :)
    Pozdrawiam ! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nowy wygląd bloga na plus;)

    OdpowiedzUsuń
  5. jeszcze nie znam ;)

    Zapraszam na nową recenzję na the-rockferry.blog.onet.pl. Poza tym w poście znajdziesz obrazki z Ch. Aguilerą i B. Spears. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Aż wstyd się przyznać, ale nie znam tego albumu. Twoja recenzja mnie zachęciła ;)
    A, no i bardzo podoba mi się "Another Brick in the Wall (Part II)". NN (fizzz-reviews)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wyjątkowo dobry album, biorąc pod uwagę jego objętość (zarówno pod względem długości, jak i zróżnicowania).

    Polecam własną recenzję:
    http://pablosreviews.blogspot.com/2012/04/pink-floyd-wall-1979.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak ogólnie to jest płyta, którą się słucha jako całość. Przedstawienie jej w wersji filmowej wyszło bardzo dobrze, szczególnie na uznanie zasługują animacje. Co do utworów to każdy ma jakiś swój określony klimat, ponieważ każdy odpowiada dokładnie za inny etap życia. W sumie wg mnie najlepsze są: Mother, Comfortably Numb, Goodbye Blue Sky, Waiting for the Worms i chyba najbardziej zbliżony do klasycznego rocka - Young Lust.

    OdpowiedzUsuń