Archiwum

Recenzja albumu Depeche Mode "Ultra"

1. Barrel Of A Gun
2. The Love Thieves
3. Home
4. It's No Good
5. Uselink
6. Useless
7. Sister Of Night
8. Jazz Thieves
9. Freestate
10. The Bottom Line
11. Insight
12. Junior Painkiller

Trasa koncertowa promująca album "Songs Of Faith And Devotion" okazała się dla muzyków z Depeche Mode bardzo wyczerpująca fizycznie i psychicznie. W późniejszym czasie z różnych źródeł docierały do fanów niepokojące wieści na temat destrukcyjnego trybu życia Dave'a Gahana - wokalista popadł w narkotykowy nałóg. Ponadto po 13-letniej współpracy z grupy został wyrzucony Alan Wilder. Nie ulegało więc wątpliwościom, że w zespole źle się dzieje, wielu fanów powątpiewało w ewentualny powrót Depeche Mode. Po niemal 3 latach przerwy ku zaskoczeniu wielu osób muzycy powrócili z kolejną płytą. Czy ich comeback można uznać za udany?

Z pierwszymi czterema albumami Depeche Mode jeszcze się godzę, natomiast w cztery poprzedzające "Ultra" dzieła zasłuchuję się z niezmienną przyjemnością od długiego czasu. Najbardziej sobie cenię "Violator" o niepokojącym, ale niepodrabialnym klimacie oraz ocierający się o rockowe brzmienie "Songs Of Faith And Devotion", które uważam za krążki perfekcyjne, za arcydzieła muzyki elektronicznej. To właśnie one prezentują rozwinięty, charakterystyczny styl grupy. "Ultra" to ich następca. To już dziewiąty album Depeche Mode, jednak muzykom wcale nie skończyły się pomysły na nowe kompozycje, bowiem dzieło obfituje we wspaniałe momenty. Ich piosenki nie wpadają od razu w ucho, na początku mogą wydawać się zbyt ciężkie i monotonne. Tak jak to było w przypadku poprzednich płyt, tak i w tą trzeba się dokładnie wsłuchać, aby poczuć klimat i odkryć jej magię.


Pierwszy singiel promujący był sprawdzianem dla zespołu. Miał pokazać, czy Depeche Mode nadal potrafią nagrywać ponadczasowe kawałki. I czy im się to udało, czy nie, należy ocenić samemu. Bowiem "Barrel Of A Gun" pozostawia pewien niedosyt. Utwór posiada dynamiczne tempo, jednak na dłuższą metę podkład staje się nieco nużący, ale pod koniec numer się rozkręca. Głos wokalisty został poddany niewielkiej komputerowej obróbce, co dało ciekawy efekt. W refrenie Dave zaskakuje niemalże agresywnym wokalem. Płytę promowały ponadto: "It's No Good" z przestrzenną, niesamowitą aranżacją, zaśpiewane przez Martina Gore magiczne "Home" (świetna końcówka, gdzie gitary spotykają się z instrumentami smyczkowymi) oraz dynamiczne "Useless" z zadziornym podkładem rozpędzanym przez mocne gitary. Dave bawi się wokalem, z bardzo pomyślnym skutkiem. Raz brzmi delikatnie, innym razem drapieżnie i mrocznie. Bardzo mocny moment na "Ultra". "Sister Of Night" rozpoczyna się brudnymi syntetyzatorami, jednak później utwór staje się dość spokojny i wyważony. Uwielbiam w muzyce Depeche Mode to, że przenosi w zupełnie inną przestrzeń i działa na wyobraźnię słuchacza. Ta kompozycja zasługuje właśnie na taki opis. "Freestate" to mój kolejny ulubieniec. Brak mi słów, żeby opowiedzieć o tym utworze. Jest po prostu niezwykły.

Umiarkowane "The Love Thieves" również dostarcza mnóstwo przyjemności ze słuchania. Rozwija się bardzo powoli, więc nie należy się zniechęcać, gdy na początku utwór nas znudzi. Warto dać mu szansę i zanurzyć się w krainie cudownych dźwięków. Uwielbiam też "Insight", w którym Dave czaruje wręcz anielskim głosem. W instrumentalnym utworze "Jazz Thieves" kryje się swego rodzaju mrok i tajemnica. Po jego wnikliwym przesłuchaniu można dostrzec w nim wiele ciekawych dźwięków. Panom z Depeche Mode udał się ten eksperyment. Oprócz niego mamy tutaj jeszcze dwie kompozycje bez słów ("Uselink", "Junior Painkiller"). Czyżby muzykom zabrakło pomysłu i postanowili wcisnąć do tracklisty takie przerywniki? Ciężko powiedzieć. Ja bym się z takim stwierdzeniem nie zgodziła. Uważam, że warto się z nimi zapoznać, gdyż nie są banalne, a wręcz przeciwnie - mają niepowtarzalny klimat i brzmienie.

Wysoki poziom "Ultra" mógł być dla wielu osób zaskoczeniem. Mnie ten album również zaskoczył, głównie stonowane aranżacje oraz pojawiające się w nich żywe instrumenty. Uważam że muzykom z Depeche Mode udał się powrót. Po trudnym okresie wrócili z przyzwoitym materiałem, który może i nie pobije dwóch poprzednich płyt, ale zawiera magiczne dźwięki. Chłodne jesienne wieczory to idealna pora na sięgnięcie po klimatyczną muzykę. Może akurat "Ultra" będzie dobrym wyborem? Polecam.

Ocena: 7/10

15 komentarzy:

  1. Depeche Mode, nigdy się nie interesowałem, znam ich utwory jedynie z radia, ale recenzja przekonała mnie że raczej warto ich głębiej poznać :)
    http://spakowanewblog.wordpress.com/ zapraszam do mnie, (blog, po przeprowadzce, więc dlatego są tylko 2 posty )

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię Depeche Mode, krążek przesłucham, jeśli znajdzie się wolna chwila :)

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo lubie Depeche Mode i ten album jest genialny, bardzo dobra ocena hot-hit-lista.blogspot.com u mnie NN

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wpada on w moje ucho ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach ten niesforny Gahan... ;) Skuszę się żeby to przesłuchać.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach, do teraz rozpaczam, że nie dorwałam biletu na ich koncert..

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie posiadam płyty ale wiem że jest genialna :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Musze sięgnąć po ich starsze płyty, bo na razie znam tylko dwie ostatnie.

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. wróciłem do tego albumu po 17 latach; kiedy widziałem takie wpisy kilkanaście lat temu, wyśmiewałem staruchów. A teraz sam nim jestem :). Na koncercie w 2002 w W-wie nie miałem wątpliwości czy ważniejsze są MŚ w piłce nożnej czy koncert DM na stadionie Legii. co znamienne w lozy VIP nie było nikogo. NIKOGO. a konectr był boski. POlska przegrala 2:0 Kolubmią (gral tam słynny Valderamma). Takie są krótkie historie związane z DM. Oni zawsze wygrywają.

    OdpowiedzUsuń
  10. bardzo dobra płyta ale najlepsza dla mnie to Songs of faith and devotion

    OdpowiedzUsuń
  11. Lata 90 te bez wątpienia należały do Depeszy. Jakoś tak jest, że niepowodzenia w życiu, nałogi etc., uczucie utraty kontroli, przekłada się na doskonałą muzę. Tak było w tym wypadku. To był powrót bardzo oczekiwany i zaskakujący zarazem. Z powodu narkotycznego nałogu Dave'a, prób samobójczych frontmana, wielu oczekiwało końca tej wielce zasłużonej formacji. Sytuację utrudnił dodatkowo fakt odejścia z zespołu w 1995 odpowiedzialnego za oryginalne brzmienie i sukces poprzednich płyt zespołu- Alana Wildera.
    DM powstali wtedy jak Fenix z popiołu. Album był nagrywany 1,5 roku. Dave kompletnie stracił głos i długie miesiące nie dało się nagrać porządnego wokalu.
    Spisał się jednak Martin Gore, pisząc najlepsze i najdojrzalsze tekstowo utwory w karierze (Home, Love thieves, Insight, Its no good) .
    Album nie był tak równy, jak wydany cztery lata wcześniej Songs of faith and devotion lecz ma niesamowitą atmosferę i przekonuje jako całość. świetne single i dobre b sidey dopełniają całości. Producent Tim Simenon wykonał solidną pracę i odtworzył firmowe brzmienie zespołu, co było zadaniem niełatwym. Rozmach aranżacyjny Home to majstersztyk.
    Nigdy później zespół nie osiągnie już takiego poziomu jak na Ultra.
    To ostatni ich dobry album. Wszystkie następne to odcinanie kuponów. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetny album, dobra recenzja, tylko jedno się nie zgadza - Alan Wilder nie został wyrzucony, sam postanowił odejść :)

    OdpowiedzUsuń