Archiwum

Recenzja albumu Kings Of Leon "Mechanical Bull"

1. Supersoaker
2. Rock City
3. Don't Matter
4. Beautiful War
5. Temple
6. Wait For Me
7. Family Tree
8. Comeback Story
9. Tonight
10. Coming Back Again
11. On The Chin


Z rodziną podobno wychodzi się dobrze tylko na zdjęciach, jednak to zdanie kompletnie nie pasuje do amerykańskiej formacji Kings Of Leon. Zespół, w skład którego wchodzi trzech braci i kuzyn, może pochwalić się świetną współpracą już od dobrych paru lat. Mimo wielu wzlotów i upadków muzycy nigdy nie wydali czegoś słabego, czegoś, co ocierałoby się o banał. Można powiedzieć, że teraz również odnieśli sukces. Po trzech latach muzycznej ciszy we wrześniu tego roku powrócili z nowym albumem. I nie można odmówić mu wysokiego poziomu.

Poprzedni album raczej nie będzie się kojarzył muzykom zbyt dobrze. W trakcie sesji nagraniowych alkohol i narkotyki nieodłącznie im towarzyszyły, a sam krążek powstał w ekspresowym tempie i niezbyt komfortowych warunkach. To wszystko odbiło się na brzmieniu całości. Piosenki posiadają specyficzny klimat, który można opisać jako przygnębiający, nostalgiczny. "Come Around Sundown" zaliczam jednak do bardzo przyjemnych albumów, którego brzmienie zasługuje na pochwałę. Krążek był dużą odskocznią od głośnego, hitowego "Only By The Night". Po tym burzliwym i mrocznym okresie chłopaki już w znacznie lepszej formie postanowili powrócić do studia. Nie czuli na sobie żadnej presji, co przełożyło się na klimat utworów. Na "Mechanical Bull" muzycznie powrócili do pierwszych płyt, ale i do tych późniejszych. Mamy tutaj mieszankę elementów, z których Kings Of Leon słyną: trochę country rocka, alternatywy, rock and rolla i bluesa. Do tego jak zawsze niezawodny, zadziorny wokal Caleba, którego słucha się wspaniale. Mam wrażenie że album ma nieco bardziej optymistyczny wydźwięk, głównie za sprawą dużo radośniejszej stylistyki.


Na podstawową wersję krążka zespół przygotował dla słuchaczy jedenaście nowych piosenek, dających w sumie ponad czterdzieści minut rockowej rozrywki. Płytę zwiastował energetyczny singiel "Supersoaker". To melodyjny, a zarazem dynamiczny numer. Szybko się rozkręca, powinien przypaść do gustu zarówno zagorzałym fanom Kings Of Leon, jak i tym nowym. Podobne doznania może zapewnić trzeci singiel. "Temple" naprawdę daje radę. Był to jeden z kawałków, które najbardziej przykuły moją uwagę na początku. Nieco indie rockowe brzmienie i wpadający w ucho refren wyróżniają ten numer. Innym pełnym energii kawałkiem jest "Don't Matter", który został wykonany przez zespół na tegorocznej edycji festiwalu Heineken Open'er Festival. Utwór przykuwa uwagę brudną gitarą i wokalem dobrzmiewającym nieco z oddali. Wyrazista solówka to prawdziwa wisienka na torcie. Warto rzucić uchem. Brawa należą się za "Coming Back Again". Melodyjny, klimatyczny kawałek - nieco wyważony, ale z zadziornymi momentami. Brudne riffy na początku "Rock City" zapowiadają interesujący utwór. I taki rzeczywiście jest, bardzo podoba mi się jego zadziorność. Bluesowo-rockowe "Family Tree" zaskakuje świeżością, a pod koniec fajnie się rozkręca.

"Wait For Me" (drugi singiel) jest znacznie spokojniejszy, lecz posiadający mocniejsze momenty. Wyrazista gitara towarzyszy od początku do końca. Przyjemny dla ucha numer, lecz raczej nie wyrasta na mojego faworyta z tej płyty. Pierwsze takty "Tonight" mogą trochę przypominać aranżację utworu "Closer", jednak nie można uznać tych piosenek jako bliźniaczych, gdyż naprawdę się różnią. Długo nie potrafiłam się do "Tonight" przekonać, ale w końcu poczułam jego magię i teraz całość mnie po prostu zachwyca. Lekko nawiązującego do poprzedniej płyty "Comeback Story" w indie rockowej stylistyce po prostu przyjemnie się słucha. Nieco chłodna aranżacja przeradza się powoli w dużo weselszą i pogodniejszą melodię. "Beautiful War" ma swój urzekający klimat, ale po przesłuchaniu nie potrafię zanucić chociażby fragmentu, niestety nie zapada w pamięć. Inną balladą jest zamykające płytę klasyczne, lekko zabarwione country "On The Chin". Jak na moje ucho zbyt miałkie i niezajmujące. Myślę, że te dwa tracki można sobie podarować.

Po którymś z kolei przesłuchaniu "Mechanical Bull" muszę z przykrością stwierdzić, że album nie dorównuje świetnie wyprodukowanemu "Only By The Night" czy klimatycznemu "Come Around Sundown". To trochę taki odgrzewany kotlet ze zbyt dużą ilością nawiązań do poprzednich płyt, a z brakiem świeżości i nowych pomysłów. Brak mi również energii, która miała ogromne pokłady wcześniej, przez co niektóre utwory wydają się być nagrane na siłę. Oprócz wielu mocnych punktów ("Supersoaker", "Temple", "Don't Matter", "Tonight"), pozostałej części kompozycji czegoś zabrakło, ich potencjał nie został w pełni wykorzystany. Krążek można zaliczyć do udanych, rockowych dzieł. Może i nie prezentuje żadnych innowacji, ale całkiem dobrze się go słucha. Pozostaje jednak pewien niedosyt, który, mam nadzieję, zostanie zaspokojony następnym razem.

Ocena: 7/10

13 komentarzy:

  1. To prawda. Nowy album brzmi jakby połączenie wszystkich dotychczasowych krążków zespołu. Z jednej strony mamy dość energiczne kawałki - których zdecydowanie za mało - a z drugiej utwory z melancholijnym, subtelnym klimatem, których świetne słucha się wieczorami. Osobiście jednak uważam, że na płycie jest ich za dużo. Jednakże album jak najbardziej na plus :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam od nich tylko dwa albumu (Only by the night i ten najnowszy), ale muszę koniecznie sięgnąć po resztę :)

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Poprzednia ich plyta bardziej mi sie podobala ale trzymaja poziom:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nie miałam okazji zapoznać się z tym wydawnictwem, na pewno po nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  5. zobaczyłam i spodobało mi się! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś nie mogę się przekonać do Kings Of Leon...
    Zapraszam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. hej na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest nowe notowanie serdecznie zapraszam do glosowania:) znam ale nie przepadam za nimi :(

    OdpowiedzUsuń
  8. W ogóle nie podoba mi się twórczość Kings Of Leon. U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Całkiem podobają mi się "Supersoaker" i "Beautiful War". Muszę wreszcie sięgnąć po całość.

    Nowa recenzja: "The 20/20 Experience - 2 of 2" Justin Timberlake (fizzz-reviews.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  10. Beautiful War - ubóstwiam <3

    Nowy post na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  11. Jakoś mi on nie przypadł do gust.
    Na http://mybestmusic.blog.pl/ pojawiło się Nowe Notowanie I Nowa Bitwa

    OdpowiedzUsuń