Archiwum

Recenzja albumu Jessie J "Alive"

1. It's My Party
2. Thunder
3. Square One
4. Sexy Lady
5. Harder We Fall
6. Breathe
7. I Miss Her
8. Daydreamin'
9. Excuse My Rude
10. Wild
11. Gold
12. Conquer The World
13. Alive

Jessica Ellen Cornish, lepiej znana pod pseudonimem Jessie J, doskonale wie jak zrobić wokół swojej osoby dużo szumu i sprawić, by słuchacze o niej nie zapomnieli. Po sukcesie debiutanckiego krążka "Who You Are" z 2011 roku nie próżnowała. Podjęła się współpracy z Davidem Guettą i wspólnie nagrali utwór "LaserLight" oraz jako trenerka wzięła udział w dwóch edycjach programu The Voice. Ponadto postanowiła odmienić swój wizerunek na bardziej zadziorny. W tym celu ogoliła głowę i przyznała się do swojej biseksualności. Jak to wszystko wpłynęło na jej nowe piosenki?

Debiutancka płyta przyniosła wokalistce takie przeboje jak "Price Tag", "Do It Like A Dude" czy "Nobody's Perfect". Sam krążek zawierał electropopowo-rhythm and bluesowe utwory. Szczerze mówiąc, nie wiem o co tyle zachodu. Mnie przypadł do gustu tylko jeden kawałek. Lekko orkiestrowe "Mama Knows Best" to było naprawdę coś. Dwa lata po wydaniu tego krążka Jessie postanowiła sprezentować słuchaczom nowe dzieło. W jednym z wywiadów powiedziała, że powstało ono w ekspresowym czasie pięciu tygodni i co ciekawe, jest ono dojrzalsze od poprzedniego. Na liście producentów, z którymi pracowała Brytyjka nad albumem "Alive", figurują takie nazwiska jak Darkchild, Dr. Luke czy Claude Kelly. Jaki jest efekt ich współpracy? Zobaczmy.


Jessie J zdecydowała się wybrać na single dwa przebojowe kawałki: "Wild" oraz "It's My Party". Oba dobrze definiują cały krążek, któremu nie można odmówić energii i dynamicznego brzmienia. Podobnie jak w przypadku pierwszej płyty mamy tutaj do czynienia z popowym krążkiem. Pop ozdobiony został pierwiastkiem elektroniki, hip-hopu oraz R&B. W utworze "Wild" wokalistce partnerują dwaj raperzy: Big Sean oraz Dizzee Rascal. Kawałek wypada poprawnie. Niestety tylko poprawnie, na dłuższą metę zaczyna irytować. Z kolei "It's My Party" posiada dynamiczny podkład wspomagany przez gitary. Typowy, imprezowy numer, który na pewno zainteresuje przeciętnego radiosłuchacza. Krótko mówiąc, według mnie wokalistka wypadła zbyt banalnie w tych kawałkach. Analizując resztę płyty, do zestawu mało odkrywczych pozycji trzeba jeszcze dodać tytułowe "Alive", "Gold" (całkiem intrygujący refren, reszta bez polotu), "Sexy Lady" (siostra bliźniaczka "It's My Party"), a zasłonę milczenia lepiej spuścić na "Thunder" (banalny electropopowy bit).

Duch pierwszej płyty objawia się w "Excuse My Rude". Ciekawy, zadziorny numer z brudnym bitem przykuwa uwagę na dłuższy czas. Partia raperki Becky G jednak wydaje mi się tutaj zbędna. "Daydreamin'" wyróżnia się zmysłowym brzmieniem przywołującym na myśl twórczość Whitney Houston. W takich utworach chciałoby się słuchać Jessie częściej. Niestety preferuje ona dużo mniej oryginalne rozwiązania. "Square One" o ciekawym bicie jest utrzymane w umiarkowanym tempie. Mamy tutaj połączenie delikatnych momentów z bardziej wyrazistymi. Melodyjne "Harder We Fall" również zasługuje na uwagę. Zaczyna się grą gitary akustycznej, później dochodzą bardziej energiczne dźwięki. Mimo wszystko mam wrażenie, że gdzieś już coś podobnego słyszałam. To niestety główna bolączka tego albumu. Jessie posiada mocny, zdecydowany wokal, który najlepiej przedstawia się w wolniejszych kawałkach. Szczególnie przekonująco wypada w "Conquer The World", akustycznym numerze, w którym gościnnie pojawia się Brandy. Klimatyczna pozycja, która ukazuje Jessie J z delikatniejszej strony. Zawarta w niej dawka emocji wypada całkiem wiarygodnie. Jeśli chodzi o "Breathe" i balladę "I Miss Her", to trzymają one przyzwoity poziom.

Nie miałam żadnych oczekiwań wobec Jessie J i jej nowy album przyjęłam z obojętnością, więc nie odczuwam żadnego rozczarowania. W połowie mi się spodobał, a resztę piosenek najchętniej bym wyrzuciła. Dla mnie to kolejny przeciętny popowy produkt, który ma za zadanie trafić do mało wymagającego odbiorcy. Brytyjka posiada świetne warunki wokalne, ale problem pojawia się w kwestii mało odkrywczej muzyki. Mniej podporządkowywania się muzycznym trendom, więcej autentyczności i oryginalności - to powinno sprawić, że wokalistka będzie się bardziej wyróżniała spośród innych popowych gwiazd.

Ocena: 4/10

15 komentarzy:

  1. Ja raz przesłuchałem tę płytę i chwilowo nie mogę więcej. Z zapowiedzi podobało mi się tylko "Excuse My Rude", bo przypomina mi "Do It Like A Dude", więcej nie zapamiętałem :/ A szkoda, bo "Who You Are" mi się podobało :c

    OdpowiedzUsuń
  2. mnie sie ten album podoba jest slabszy od debiutu, ale mimo wszystko super sie slucha hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Widać, że recenzję pisał ktoś, kto nic nie wie na temat Jessie... 'Ponadto postanowiła odmienić swój wizerunek na bardziej zadziorny. W tym celu ogoliła głowę i przyznała się do swojej biseksualności.'??? Bzdura! Jessie nigdy nie ukrywała swojej orientacji, nawet przed wydaniem pierwszego albumu. Głowy nie ogoliła aby zyskać bardzie zadziorny wizerunek. Zrobiła to podczas charytatywnej akcji 'Red Nose Day' a zebrane w ten sposób pieniądze przekazane zostały potrzebującym dzieciom. Dalszej części recenzji nie komentuję, bo to już osobista opinia autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli chodzi o włosy, to słyszałam, że to była jakaś akcja charytatywna, chyba chodziło o to, by oddawać włosy do zrobienia peruk dla chorych dzieci na raka, ale równie dobrze mogłam coś pokręcić.
    Znam tylko jeden jej teledysk i jedną piosenkę, ale ponieważ nie przypadło mi do gustu (piosenka, teledysk był niezły), to na ogół unikam jej muzyki :) Szczególnie, że o drugiej płycie nie słyszałam nic dobrego, znaczy się, że gorsza od pierwszej itp.

    OdpowiedzUsuń
  5. za bardzo komercyjna jak dal mnie , nie lubie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie słuchałam żadnej z tych piosenek, ale okładka mega inspirująca ♥

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Słaby album, jak dla mnie zupełnie brak mu energii i polotu. I śmieszy mnie to, że Jessie śpiewa, jaka to ona jest żywa i potem przynudza i męczy w "Thunder" czy "Gold". Nie cierpię też "Wild", obu części "It's My Party" (lub "Sexy Lady", jak kto woli) oraz "Excuse My Rude". Jedynie "Conquer the World", "Daydreamin'" i "Square One" zasługują na chwilę uwagi.
    Nowa recenzja: "Fire Within" Birdy (fizzz-reviews.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  8. zapraszam do mnie gdzie mozna juz glosowac na nowe notowanie hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Zawiodłam się na Jessie J. Bardzo lubię jej debiut, bo jest ciekawy, zwraca uwagę. A przede wszystkim nie był podobny do tego, co można dziś w radiu usłyszeć. Tu juz poszła na całość. Niestety.

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. Słucham wszystkie piosenki z płyty i tylko Wilde mi się spodobało. Myślałam że płyta będzie fajna ale się pomyliła.
    Na http://mybestmusic.blog.pl/ pojawiło się NN

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie słuchałam albumu i niezamierza bo już dużo przeczytałam negatywnych opinii o tym albumie. Jedynie to singiel Wild uważam za świetny.
    Zapraszam do mnie http://muzycznomaniaa.blogspot.com/ jest nowe notowanie

    OdpowiedzUsuń
  12. hej na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest nowe notowanie serdecznie zapraszam do glosowania :) lubie ją ma świetne piosenki :)moja ulubiona jest Domino :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Z ciekawości może przesłucham :)

    OdpowiedzUsuń
  14. W ogóle nie rozumiem jej fenomenu, gwiazda jednego hitu :O

    OdpowiedzUsuń