Archiwum

Recenzja albumu Pharrella Williamsa "G I R L"

1. Marilyn Monroe
2. Brand New
3. Hunter
4. Gush
5. Happy
6. Come Get It Bae
7. Gust Of Wind
8. Lost Queen
9. Know Who You Are
10. It Girl



Pharrell Williams nie może ostatnio narzekać na brak pracy. Po zeszłorocznych, zakończonych sukcesem kolaboracjach z Daft Punk (wakacyjny przebój "Get Lucky") oraz Robinem Thicke (wzbudzający kontrowersje "Blurred Lines") w końcu przyszedł czas na zajęcie się karierą solową i nagranie następcy słabo przyjętego albumu "In My Mind" z 2006 roku. Na swojej drugiej płycie zatytułowanej "G I R L" Pharrell Williams postanowił odłożyć na bok eksperymenty i poczęstować słuchaczy niewymuszonymi, lekkimi piosenkami, które są po prostu przyjemnym tłem dla codziennych czynności. W efekcie otrzymaliśmy beztroskie popowe kawałki, gdzieniegdzie podszyte funkiem, soulem, hip-hopem i ładnymi smyczkami. Nie ma tutaj nic odkrywczego, ale tak przyjemne wycieczki do klasycznych brzmień połączone z nowoczesnymi dźwiękami są zawsze mile widziane.


Wymęczone do bólu przez stacje radiowe, ale zarazem niezwykle energiczne i pozytywne "Happy" to hit ubiegłych miesięcy. I trzeba przyznać, że udał się on Pharrellowi jak mało komu. Bo czy jest ktoś, kto przy tym numerze jeszcze nie tupał nóżką i nie podśpiewywał pod nosem chwytliwego refrenu? Myślę, że ciężko będzie znaleźć taką osobę. Swoją miłość do funku i smyczków producent ukazuje w energetycznym openerze "Marilyn Monroe". Takich niewymuszonych i dopieszczonych kawałków moglibyśmy otrzymywać od Williamsa więcej. Zmysłowe "Gush" oraz rytmiczne i porywające do tańca "Hunter" to momenty, w których gitara odgrywa znaczącą rolę. Bez niej utwory straciłyby swój największy atut. Kołyszące "It Girl" przypomina mi nieco niektóre z utworów Michaela Jacksona. Można by jednak wycisnąć z tego utworu dużo więcej.

Do nagrywania swojego albumu Williams zaprosił kilku ciekawych gości. Gdy przeglądałam tracklistę krążka, najbardziej zainteresowała mnie kolaboracja z Daft Punk. Po przebojowym "Get Lucky", do którego Pharrell dorzucił swoje trzy grosze, zastanawiałam się, w jakim klimacie będzie utrzymana ta pozycja. "Gust Of Wind" to niestety dość wtórny kawałek, który niczym nie zaskakuje, wręcz przeciwnie - bardzo męczy i ciężko się powstrzymać, by od razu nie wcisnąć przycisku "przewiń". Zdecydowanie lepiej wypada nagrane z Justinem Timberlake'em "Brand New". Ten luzacki i chwytliwy kawałek od pierwszych sekund poraża pozytywną energią, a falsety obu panów dodatkowo nadają całości niezwykłej lekkości. W "Come Get It Bae" gościnnie pojawia się Miley Cyrus. Numer o fajnym, funkującym podkładzie i chwytliwym refrenie dobrze spełnia swoją rolę jako singiel. Utrzymane w klimacie reggae, relaksujące "Know Who You Are" to duet z niezawodną Alicią Keys. Natomiast w prawie ośmiominutowym "Lost Queen" możemy usłyszeć JoJo. Muszę przyznać, że pałam do tego utworu niemałą sympatią. Jego pierwsza część ma przyjemny, lekko afrykański posmak, później utwór przeradza się w sympatyczną balladę w klimacie R&B, przy której nie sposób się nie rozpłynąć.

"G I R L" to momentami rozczarowująca płyta, ale biorąc pod uwagę jej hitowy potencjał i porządne melodie, można ocenić ją pozytywnie. Jednak tak utalentowanego muzyka i producenta oczekiwałoby się nieco więcej. Jestem ciekawa dalszych poczynań Williamsa. Miejmy nadzieję, że nie będziemy musieli czekać tak długo na jego kolejny album.

Ocena: 6/10

9 komentarzy:

  1. "Wymęczone do bólu przez stacje radiowe, ale zarazem niezwykle energiczne i pozytywne "Happy" to hit ubiegłych miesięcy. I trzeba przyznać, że udał się on Pharrellowi jak mało komu. Bo czy jest ktoś, kto przy tym numerze jeszcze nie tupał nóżką i nie podśpiewywał pod nosem chwytliwego refrenu? Myślę, że ciężko będzie znaleźć taką osobę." No to jestem pierwsza bo ja nawet nie znam tej piosenki :) Pharella znam z kilku piosenek w których gościnnie wystąpił i tyle. Płyty NA PEWNO nie przesłucham. No chyba, że ktoś mi za to dużo zapłaci.

    Pozdrawiam, Namuzowani.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm.. płytę słuchałem i rozczarowała mnie. Lubię "Happy" i "Marilyn Monroe", reszta słabiutka. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Bo czy jest ktoś, kto przy tym numerze jeszcze nie tupał nóżką i nie podśpiewywał pod nosem chwytliwego refrenu?" słyszałam raz czy dwa i mnie osobiście nie porwała :P Utwory, w których pojawił się gościnnie, też mnie nie porwały. Nie interesuje mnie on, więc nie zamierzam sięgać po jego album :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmmm... nie przepadam za nim. A Happy mnie nie porwało jak większość. Jakoś nie mam zamiaru przesłuchać tej płyty.

    Już jest nowe, wrześniowe wydanie POUR THE MUSIC. Zapraszam do czytania.
    http://www.POUR-THE-MUSIC.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. lubie niektore kawalki z G I R L ale zdecydowanie wole IN MY MIND, ciekawa recenzja
    u mnie NN polecam : hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Jedno mozna smialo powiedziec "Pharrell wielkim artysta jest". Mnie album sie podoba, a z plyty najbardziej lubie duet z Alicia Keys...

    OdpowiedzUsuń
  7. "Happy" było fajne zanim cały świat zrobił się happy :). "Marilyn Monroe" mi się podoba, ale "Come Get It Bae" już niekoniecznie. Jednak Twoja recenzja zachęciła mnie do przesłuchania całego albumu.
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo lubię kawałek z Alicią Keys, całkiem nie najgorsze są też współprace z JT czy JoJo. Całość jednak mnie wymęczyła, piosenki zbyt podobne do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Podoba mi się prostota tych kawałków, są przyjemne dla ucha, ale nie nudne. ;)
    Zapraszam do mnie. ;) Wspólna obserwacja?
    songnevergrewold.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń