Archiwum

Recenzja albumu Angusa & Julii Stone "Angus & Julia Stone"

1. A Heartbreak
2. My Word For It
3. Grizzly Bear
4. Heart Beats Slow
5. Wherever You Are
6. Get Home
7. Death Defying Acts
8. Little Whiskey
9. From The Stalls
10. Other Things
11. Please You
12. Main Street
13. Crash And Burn

W ostatnim czasie możemy zaobserwować rosnącą popularność tworzenia muzycznych projektów prezentujących brzmienie z pogranicza folku i delikatnego rocka. Jednymi z reprezentantów takich muzycznych rejonów są młodzi, pochodzący z Australii, Angus & Julia Stone - rodzeństwo, które w 2006 roku postanowiło połączyć swoje siły i założyć zespół. Może i nie mogą pochwalić się ogromną popularnością, ale na pewno ogromnym talentem i wrażliwością, które dają o sobie znać w niemalże każdej kompozycji.

Australijskie rodzeństwo dało o sobie znać świetnym debiutem "A Book Like This", utrzymanym w folkowym klimacie. Albumów o podobnym brzmieniu jest obecnie mnóstwo na rynku i można byłoby zapytać, czym muzycy wyróżniają się na tle podobnych artystów? Na pewno dużym atutem ich kompozycji są charakterystyczne wokale, a zwłaszcza Julii Stone. Nadaje on akustycznym melodiom niepowtarzalnego charakteru, przez co ciężko się oderwać od muzyki proponowanej przez duet. Utwory Australijczyków mają duszę i znaleźć można w nich ogromne pokłady wrażliwości, dzięki czemu zapadają słuchaczom w pamięć na długo. Muzycy dbają o warstwę aranżacyjną, pomimo delikatnych i dość spokojnych melodii w ich piosenkach nie ma miejsca na nudę. Mamy szansę obcować z pół akustycznymi kompozycjami o folkowym i lekko rockowym zabarwieniu, w których nasze uszy cieszy bogactwo instrumentów (m.in. gitary, smyczki, harmonijka). Melancholijny i minimalistyczny debiut Angusa i Julii zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale z braku czasu nie miałam okazji zapoznać się z ich kolejną płytą. Nadrobiłam to przy okazji premiery ich najnowszej (już trzeciej) płyty i to właśnie o niej będzie dzisiejszy tekst.

"Angus & Julia Stone" w sprawach zasadniczych trzyma poziom, praktycznie każdy element zajmuje swoje określone miejsce i niełatwo się do czegoś przyczepić. Tradycyjnie Angus i Julia umieścili na swoim albumie sporą liczbę kompozycji. Tutaj mamy ich aż trzynaście (w wersji podstawowej). Dla przeciętnego słuchacza taka ilość może być dość przesadzona i po którejś z kolei pozycji można odczuwać lekkie znużenie. Osobiście usunęłabym parę piosenek, by zniwelować towarzyszącą płycie pewną monotonię, ale urozmaicony klimat utworów pozwala zapomnieć o tym małym mankamencie. Na pierwszy rzut ucha nowe piosenki duetu niczym nowym nie zaskakują. To wciąż tak samo melodyjna i nastrojowa, przepełniona emocjami muzyka, jak to było wcześniej. Rodzeństwo wciąż potrafi zaczarować słuchacza i wprowadzić go w specyficzny nastrój. Jednak im dokładniej wsłuchujemy się w ich najnowszy krążek, tym wyraźniej widać pewne zmiany, które zaszły w brzmieniu. Utwory są bardziej konkretne, już nie tak nostalgiczne i utrzymane w nieco smutnym nastroju, ale o dużo bardziej pozytywnym brzmieniu.


Początek albumu rozbudza apetyt słuchacza. Zespół zgromadził tutaj chyba najlepsze kąski. Począwszy od "A Heartbreak" - to nieco duszny, powoli się rozwijający, czarujący melodyjnym refrenem i urokliwymi chórkami utwór. Dalej jest jeszcze lepiej. "My Word For It" już od pierwszych sekund intryguje słuchacza, a to za sprawą prostej, ale niezwykle przyjemnej i charakterystycznej aranżacji, w której dużą rolę grają gitarowe wstawki. Lekkie i niespieszne "Grizzly Bear" jest po prostu urokliwą kompozycją, która prezentuje się lepiej niż dobrze. Jestem fanką czwartego na liście "Heart Beats Slow". Nagranie posiada brzmienie bardzo zbliżone do wcześniejszych utworów, ale mimo to przykuwa uwagę swoją świeżością. Wielkim atutem są tutaj na pewno wspaniale uzupełniające się wokale muzyków. Ciężko przyczepić się do ładnej ballady "Wherever You Are", utrzymanego w wolnym tempie "Get Home", okraszonego ciepłą melodią i rytmiczną perkusją, czy wspaniale rozbudowanego "Death Defying Acts". Ostatnia z pozycji wpierw intryguje za sprawą zmysłowo brzmiącego głosu wokalistki, później dochodzą zadziorne dźwięki gitar, a wokal Julii staje się jeszcze bardziej barwny. Wszystkie wykorzystane tutaj instrumenty łączą się w spójną całość.

Następne na liście "Little Whiskey" lekko ociera się o brzmienie Kings Of Leon. Jest to momentami monotonne nagranie, ale jednak ciężko jest mi oderwać się od jego lekkiej, ale zarazem barwnej melodii. Rozmarzone "From The Stalls" przenosi nas w inną przestrzeń, w folkowym "Other Things" dużą uwagę skupia rozstrojona gitara akustyczna, a wspólne wykonanie Angusa i Julii od razu czaruje nas swoją lekkością i naturalnością. Ładne "Please You" to niestety chyba najmniej zapadająca w pamięć pozycja na płycie, jednak nie da się nie zauważyć, że emocjonalny wokal w połączeniu z intymnym podkładem potrafią zahipnotyzować. Tajemnicze i niepokojące "Main Street" to pozycja idealna na chłodne wieczory. Podobnie sprawa ma się z ostatnim utworem na wersji podstawowej, "Crash And Burn".

Muzyka tego utalentowanego rodzeństwa zawsze będzie wprowadzać mnie w przyjemny nastrój i zawsze znajdzie się dla niej miejsce w moim odtwarzaczu. Chociaż ciężko tutaj mówić o odkrywaniu nowych szlaków, na pewno warto docenić proste i nieprzekombinowane brzmienie, którym raczą nas artyści. Dla osób, które jeszcze nie miały styczności z tym duetem, myślę że zrecenzowany dzisiaj krążek będzie najlepszą zachętą do zapoznania się z ich całą twórczością.

Ocena: 7/10

17 komentarzy:

  1. Właśnie kupiłam tę płytę i mam zamiar ją przeczytać. Twoja recenzja sprawiła, że mam na nią jeszcze większy apetyt.

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. z Tego duetu kojarzę tylko Julię Stonę. Po przesłuchaniu piosenki, którą załączyłaś mam mieszane uczucia. Ale ten utwór ma ciekawy klimat. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam tego duetu. "A Heartbreak" jest fajne na początku, wokal zupełnie mi się nie podoba.
    U mnie recenzja "Definitely Maybe" (mówiłam, że w rocznicę będzie recka :)), zapraszam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio australijscy muzycy mają się naprawdę dobrze ;) Chet Faker, Broods, Lorde, teraz ci.

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Kojarzę ich, ale tylko z nazwy ;) Może kiedys posłucham.

    Nowy wpis: "No Bad Days" The Dumplings + "Triangles" xxanaxx @ http://fizzz-reviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. hej na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest nowe notowanie serdecznie zapraszam do głosowania :) nie znam ikogo takiego :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety nie znam tego duetu. Zapraszam na nową recenzje www.Music-Rocket.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. baardzo ich lubie, ale sentyment mam do 'starych' piosenek, bo tych nawet nie znam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kompletnie ich nie znam.

    Nowa notka na http://rebelle-k.blog.pl/ Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Płyta dość średnia, ale utwór otwierający naprawdę dobry :)

    Dawno tu nie byłem. Fajny masz ten nowy wygląd bloga :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Strasznie mnie zaciekawiłaś tym album więc mam zamiar posłuchać albumu.
    U mnie http://muzycznomaniaa.blogspot.com/ nn

    OdpowiedzUsuń
  12. Wolę te ich starsze piosenki :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nowa recenzja (no, nazwijmy to tak): "Love Is a Camera" Sophie Ellis-Bextor @ http://Fizzz-Reviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Hej na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest nowe notowanie serdecznie zapraszam do głosowania :)

    OdpowiedzUsuń
  15. muzyka nieznana ale swietna okladka
    hot-hit-lista.blogspot.com NN polecam

    OdpowiedzUsuń
  16. Zapowiadało się fajnie ale po przesłuchaniu jednak to nie moje klimaty :)

    OdpowiedzUsuń