Archiwum

Recenzja albumu La Roux "Trouble In Paradise"

1. Uptight Downtown
2. Kiss and Not Tell
3. Cruel Sexuality
4. Paradise Is You
5. Sexotheque
6. Tropical Chancer
7. Silent Partner
8. Let Me Down Gently
9. The Feeling




Na pewno większość z nas pamięta rok 2009, który upłynął nam przy takich przebojach jak "Bulletproof", "I'm Not Your Toy" czy "Quicksand", które wyszły spod rąk debiutującego wówczas duetu La Roux. Po głośnym debiucie o obiecujących muzykach słuch zaginął. Na nowy album La Roux przyszło nam czekać aż 5 lat. Głównym powodem tych opóźnień było na pewno odejście producenta Bena Langmaida, po którym Elly Jackson musiała poradzić sobie sama. Trzeba wspomnieć tutaj również o jej perfekcjonizmie, który nie pozwolił jej szybko ukończyć nowych kompozycji. Ponadto Elly cierpiała na ataki paniki i miała pewne poważne problemy z głosem, co dodatkowo opóźniło nagrania. La Roux to obecnie jednoosobowy projekt. Czy w pojedynkę artystce udało się zadbać o porządną warstwę muzyczną następcy debiutu? Czas się przekonać.

Debiutancki krążek La Roux był świetnym nawiązaniem do brzmień lat osiemdziesiątych - duet pokazał na nim, że nie obce im dyskotekowe klimaty, synthpopowe aranżacje oraz chwytliwe melodie, od których słuchaczowi ciężko się oderwać. Rok 2009 należał do nich. Jak mało kto pokazali, że mają smykałkę do tworzenia elektryzującej i świeżej muzyki, przy której nie sposób usiedzieć na miejscu. Po premierze debiutu posypały się nagrody i pochlebne recenzje, a sam duet dorobił się pokaźnej grupy fanów. Nic więc dziwnego, że słuchacze z niecierpliwością i ogromnymi nadziejami oczekiwali na następne dzieło Brytyjczyków.

Na najnowszym albumie, o dość trafionym tytule "Trouble In Paradise", Elly nieco odcina się od dawnej stylistyki i stara się, by jej nowe brzmienie było bardziej wyrafinowane. I faktycznie jest nieco inaczej, ale i tak w kompozycjach momentami odzywa się duch lat 80. Wciąż znajdujemy się w dyskotece z migoczącą, kolorową kulą i uczestniczymy w imprezie upływającej nam przy synthpopowych dźwiękach, ale chwilami wyrywani jesteśmy w dużo spokojniejsze rejony. Słyszymy odwołania do muzyki reggae, gitary jakby wyjęte z niektórych utworów Davida Bowiego i żywe instrumenty. Warto zaznaczyć, że na płycie niestety brakuje przebojów na miarę "Bulletproof", co jednak nie powinno stanowić przeszkody do poznania całej płyty. Nowe piosenki La Roux pomimo swojej delikatniejszej natury posiadają fajną energię, dzięki czemu możemy spędzić przy nich miło czas.


Na albumie najjaśniejszymi punktami są imprezowe pewniaki, utwory, które w błyskawicznym tempie wpadają w ucho. Najbardziej przebojowym trackiem jest pierwsze na liście "Uptight Downtown". To, co pierwsze rzuciło się w moje uszy, to wspaniale brzmiący wokal Elly, i ciężko uwierzyć, że kiedyś miała z nim problemy. Funkująca gitara, chwytliwy bit i różne dźwiękowe smaczki tworzą niesamowicie bujającą i udaną aranżację. Łagodny i wręcz uroczy początek "Sexotheque" może zmylić. W rzeczywistości mamy do czynienia z napędzaną przez refren rytmiczną pozycją. Całość można zaliczyć do tych przyjemnie lekkich i ciepłych utworów, które wprowadzają po prostu miły klimat. Fajnie prezentuje się także "Tropical Chancer", w którym niestety najlepszym momentem jest tylko refren. Przejścia między nim a zwrotkami oraz same zwrotki zwyczajnie nudzą i mogłyby być bardziej dopieszczone. Mimo wszystko fajny klimat oraz posmak reggae należy zaliczyć na plus.

Melodyjne i popowe "Kiss And Not Tell" raczej nie zawładnęło moim sercem, ale podobają mi się użyte w tym numerze klawisze. Sprawdzone elektroniczne i dyskotekowe patenty mają swoje odbicie w porządnym numerze "Cruel Sexuality", który utrzymany jest w fajnym, wakacyjnym klimacie. Swoją spokojniejszą naturę Elly ujawnia w kołyszącej balladzie "Paradise Is You", całkiem udanej pozycji, w której niestety jednak szybko uwagę zwraca mdły, mało wyrazisty podkład. Dużo wyższy poziom ukazuje "Let Me Down Gently", które może pochwalić się bogatą warstwą muzyczną - La Roux raczy nas tutaj synthpopowymi dźwiękami, dyskotekowymi naleciałościami (ale o dość umiarkowanym tempie), a nawet wspaniałym saksofonem. Jej świetny wokal jest wisienką na torcie. "The Feeling" zwraca uwagę dzięki dudniącym bębnom i wkraczającemu w wyższe rejestry wokalowi panny Jackson, a siedmiominutowe "Silent Partner" to rozbudowany aranżacyjnie kawałek, który jednak po pewnym czasie nuży i aż chciałoby się skrócić go o dwie minuty.

Pięć lat to kupa czasu. Mogą się wtedy zmienić muzyczne standardy i gusta słuchaczy. To, czy La Roux odnajdzie się na obecnym rynku, należy ocenić samemu. Osobiście uważam, że płyta "Trouble In Paradise" dostarcza momentami fajnej dawki rozrywki, lecz parę utworów zwyczajnie zawodzi i ich potencjał nie został w pełni wykorzystany. W moim odczuciu debiut La Roux prezentował się dużo ciekawiej i miał więcej do zaoferowania. Mimo wszystko należy docenić zmianę brzmienia, której tutaj jesteśmy świadkami. Panna Jackson chce się zmieniać i nie kopiować samej siebie. Ciekawe, co zaprezentuje na kolejnej płycie.

Ocena: 6/10

20 komentarzy:

  1. Jeszcze nie miałem przyjemności zabrać się za ten album, ale słyszałem raczej podobne opinie do Twojej. Mniej wyraziście niż na debiucie, mniej przebojowo i mniej efektownie. No ale dobrze, że po tylu latach w ogóle ukazała się ta mityczna druga płyta La Roux..

    Nowa recenzja na: http://kakofoniczny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna recenzja, ale niestety nie znam tej pani. Zapraszam na nowy post http://magdalenatul.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. La Roux to był duet? :O Zawsze myślałam, że to tylko Elly. Szczerze to nie mam ochoty zapoznawać się z jej nową muzyką, ale chętnie przypomnę sobie "Bulletproof". Kiedyś kochałam tę piosenkę.

    Pozdrawiam, Namuzowani

    OdpowiedzUsuń
  4. Choć ten styl albumu to nie moja bajka, po przesłuchaniu spodobał mi się. Jednak nie wiem czy będę w przyszłości do niej wracać. Świetna recenzja. Pozdrawiam.

    PS: ja też mam czasem, że dodaje złe linki :D.

    OdpowiedzUsuń
  5. super recenjza ale chyba wole jednak jej debiut
    U MNIE NN polecam hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. "Let Me Down Gently" jest przyjemne dla ucha. Myslę jednak, że La Roux na zawsze pozostanie jako "Bulletproof".
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham La roux-bulletproff! :) ciekawa recenzja fajnie sie ją czyta.
    Wpadnij w wolnej chwili :)
    http://because-i-am-other.blogspot.com/
    Ps. Byłavym wdzieczna gdybys informowala mnie o nowych notkach! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Let Me Down Gently" jest moim zdaniem przyjemne dla ucha, ale w porównaniu do "Bulletproof" brakuje mu kropki nad "i".

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na 4 (!) nowe recenzje na blogu http://namuzowani.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  10. znam jej dwie piosenki sprzed kilku lat;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Każdej płyty LaRoux słuchałam po razie, ale wydaje mi się, że pierwsza była taka bardziej imprezowa. Druga nadaje się do posłuchania np. w samochodzie itp.

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  12. Niestety tego albumu nie znam, ale duet kojarzę. Może przesłucham, bo krążek wydaje się być ciekawy. Zapraszam na nowy post www.Music-Rocket.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. hot-hit-lista.blogspot.com RUSZYLO GLOSOWANIE NA PRZEBOJ LATA!

    OdpowiedzUsuń
  14. Po Bulletproof, którego nie trawię, zraziłem się do La Roux i raczej nie sięgnę po ich [również myślałem, że "jej", ale recenzja wyprowadziła mnie z błędu] muzykę.

    Nowa recenzja: "Blizna" Tatiana Okupnik" @ http://Fizzz-Reviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Jak zawsze recenzja świetna ale wokalistki nie kojarzę.
    U mnie http://muzycznomaniaa.blogspot.com/ NN

    OdpowiedzUsuń
  16. Ja znam tylko jedną piosenkę tego duetu. Nie sięgnę po ten krążek, ponieważ słuchając pierwszego singla nie przekonał mnie. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest nowe notowanie serdecznie zapraszam do głosowania ja od niej kojarze pare piosenek ale z radio bardziej niż tv

    OdpowiedzUsuń
  18. Nowa recenzja: "Add the Blonde" Margaret @ http://Fizzz-Reviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Unikam jej (ich) muzyki jak tylko się da... brr... "Bulletproof" uważam za koszmar i mimo że innych utworów nie kojarzę nie zamierzam ich poznawać. "Bulletproof" to ja nawet i często słucham, ale tylko i wyłącznie w wersji Melody Thornton <3

    OdpowiedzUsuń