Archiwum

Recenzja albumu Brandona Flowersa "The Desired Effect"

1. Dreams Come True
2. Can't Deny My Love
3. I Can Change
4. Still Want You
5. Between Me And You
6. Lonely Town
7. Diggin' Up The Heart
8. Never Get You Right
9. Untangled Love
10. The Way It's Always Been



Po wydaniu w 2012 roku czwartego w karierze i mało entuzjastycznie przyjętego albumu "Battle Born" amerykańska grupa The Killers zrobiła sobie małą przerwę, w czasie której w ramach odskoczni członkowie zespołu zajęli się własnymi projektami. Lider zespołu, czyli Brandon Flowers, spróbował swoich sił jako solista już w 2010 roku, kiedy to ukazał się jego krążek "Flamingo". Na drugie dzieło wokalisty fani musieli jednak trochę poczekać - po pięciu latach w ręce słuchaczy w końcu trafił następca debiutu.

Płyta "The Desired Effect" to w porównaniu z debiutem bardziej pogodny i energetyczny materiał. Brandon Flowers z nostalgią powraca na niej do muzyki lat osiemdziesiątych, ale zarazem nadaje utworom współczesnego posmaku, dzięki czemu mamy do czynienia ze zgrabnym i miłym dla ucha materiałem, który powinien świetnie sprawdzić się w czasie wakacji. Podczas gdy "Flamingo" wypełnione było po brzegi nostalgią i taki jednostajny klimat utworów stawał się po kilku odsłuchach nieco męczący, na drugim dziele artysty tempo kompozycji jest dużo szybsze, a momentami nawet taneczne. Radosne melodie zarażają pozytywną energią i w niczym nie przypominają mało kreatywnych piosenek z debiutu. Po nieco rozczarowującym poprzedniku fani muzyka tym razem otrzymali bardziej dopracowane dzieło, posiadające dużo więcej mocnych punktów i którego niewątpliwym atutem jest większa różnorodność.


Okraszony radosnymi dęciakami opener albumu "Dreams Come True" od początku do końca raczy nas optymistycznymi dźwiękami budującymi naprawdę udaną aranżacyjną całość. Kawałek posiada stadionowy charakter i z pewnością porwie tłumy na niejednym koncercie. Płytę zwiastował porywający singiel "Can't Deny My Love", który od razu przykuł moją uwagę, głównie za sprawą przebojowego refrenu.  Co ciekawe, w tym utworze za perkusję i chórki odpowiada jedna z sióstr z amerykańskiej formacji HAIM - Danielle Haim. Wprawni słuchacze na pewno wyłapią w kompozycji elementy kojarzące się z twórczością wspomnianego bandu. Zaraz po nim następuje jedna z ciekawszych pozycji na albumie. "I Can Change" rozpoczyna się spokojnie, z niewielką dawką dramaturgii, po której do naszych uszu docierają taneczne dźwięki lat 80. i sample zaczerpnięte z jednej z piosenek duetu Bronski Beat, a na dokładkę swojego głosu użycza tutaj Neil Tennant z Pet Shop Boys. Całość spowita jest dodatkowo urzekającym melancholijnym klimatem. Wykorzystanie w "Still Want You" kobiecego, lekko gospelowego chóru dało naprawdę udany efekt - pozycja jest żwawa i nabiera większej wyrazistości. "Between Me And You" to z kolei prosta ballada delikatnie okraszona dźwiękami klawiszy.

Energetyczne "Lonely Town" to jeden z highlightów albumu Flowersa - naczelną wartością tego kawałka jest zróżnicowane, ejtisowe brzmienie i różne ciekawe zabiegi stylistyczne, dzięki którym przenosimy się do lat 80. Rozpędzone "Diggin' Up The Heart" świetnie wpasowuje się w letni klimat. Dzięki swojemu rock'n'rollowemu brzmieniu utwór stanowi świetne tło dla wakacyjnych wojaży. Pozycja zdecydowanie zyskuje przy bliższym poznaniu. "Never Get You Right" to kolejna ballada na krążku - co prawda ładna i poprawna, ale jednak nieco mniej wyrazista i mniej zapadająca w pamięć od "Between Me And You". Nawiązujące do twórczości The Killers "Untangled Love" ma singlowy potencjał i może pochwalić się dużą dozą urokliwości. Nie jest to jednak kompozycja, która zdobyła moje serce. Krążek kończy się refleksyjnym "The Way It's Always Been", które przywołuje na myśl takie legendy jak The Beatles i Queen. Harmonie wokalne i orkiestrowe elementy wpływają na wysoki poziom całości.

Siła nowego albumu lidera The Killers tkwi w prostej formule - przebojowy potencjał utworów łączy się z różnorodnymi, ale nie przypadkowymi dźwiękami, pośród których każdy znajdzie coś dla siebie. "The Desired Effect" odcina się od typowej radiowej stylistyki i pomimo kilku zapożyczeń brzmi świeżo oraz bardzo spójnie. Większość piosenek na długo zagości w moim odtwarzaczu. Test drugiej płyty zdany pomyślnie.

Ocena: 7/10

3 komentarze:

  1. Nawet nie wiedziałam, że lider The Killers sam coś nagrywał. Po Twojej recenzji i tym kawałku zapowiada się dobra płyta, którą na pewno nadrobię! http://improvisation-no11.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak tylko się ta płyta ukazała, to słuchałam jej nałogowo. Brandon mnie do siebie przekonał.

    Relacja z Open'era na http://the-rockferry.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie słyszałam o nim wcześniej i wątpię, bym sięgnęła po płytę. To nie moje klimaty. :P
    U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń