Archiwum

Recenzja albumu Kate Bush "50 Words For Snow"

1. Snowflake
2. Lake Tahoe
3. Misty
4. Wild Man
5. Snowed In At Wheeler Street
6. 50 Words For Snow
7. Among Angels






Kate Bush zaskoczyła swoich fanów i wydała już drugi album w ciągu jednego roku. Dotychczas jej krążki ukazywały się co parę lat. Jednak nigdy jeszcze nie nagrała albumu, który można byłoby określić jako słaby. Czy tym razem jest tak samo? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w dzisiejszej recenzji. Artystka ma już 53 lata, lecz jednak jeszcze nie widać, aby zamierzała przejść na muzyczną emeryturę. Pod koniec listopada tego roku ukazał się jej dziesiąty studyjny album o tytule "50 Words For Snow". To pierwszy album z nowymi piosenkami po sześciu latach przerwy, gdyż jej poprzedni album "Director's Cut" zawierał aranżacje starych utworów. Nowy krążek został wydany nakładem jej własnej wytwórni Fish People i znajduje się na nim siedem utworów, dających w sumie ponad 60 minut słuchania.

"50 Words For Snow" to zbiór utworów muzycznie i tekstowo inspirowanych okresem zimowym. Sama artystka powiedziała o albumie: "Jest on wspaniałym podkładem dla spadających płatków śniegu". W większości kompozycji można usłyszeć fortepian, który zdecydowanie dominuje, ale również pojawiają się smyczki i elementy jazzowe. Na pierwszego singla promującego nowy album Kate Bush została wybrana piosenka "Wild Man".


Piosenkami, które mogę zaliczyć do moich ulubionych z tego albumu, są na pewno "Snowflake", które urzekło mnie tajemniczością i prostotą oraz "Wild Man", piosenka wprowadzająca odrobinę ożywienia na tej płycie. Bardzo podoba mi się również kompozycja "Snowed In At Wheeler Street" nagrana wraz z Eltonem Johnem. Dobry tekst i doskonale pasujące do siebie wokale obu artystów, którzy idealnie wczuli się w tę piosenkę. W tej piosence nie sposób się nie zakochać, zapada w pamięć na długo. Warto zwrócić uwagę na utwór tytułowy, który jest owocem współpracy artystki z wybitnym aktorem Stephenem Fry'em. Recytuje on fragment tekstu, który stanowi synonimy słowa śnieg. Piosenka jest bardzo fajna, ale nie uważam jej za mocny punkt na krążku. Natomiast "Among Angels" to po prostu spokojna piosenka, zamykająca ten album. Nie utkwiła mi za bardzo w pamięci. Ciekawostką jest, iż w nagrywaniu piosenek towarzyszyli pani Bush nie tylko Elton John i Stephen Fry, ale również jej syn Bertie, który śpiewa falsetem w utworze otwierającym "50 Words For Snow".

Album uważam za niezbyt prosty w odbiorze, przeznaczony dla fanów oraz doświadczonych słuchaczy. Osoby szukające energicznej muzyki mogłyby się tym dziełem po prostu znudzić. Z pierwszym przesłuchaniem kompletnie nie potrafiłam wczuć się w klimat, który zaserwowała słuchaczom artystka, ale po zapoznaniu się z płytą ze słuchawkami na uszach było zdecydowanie lepiej. Kompozycje mogą się wydać wielu osobom zbyt długie i nużące, ale ich jakość powinna zostać doceniona. Widać, że znakomita Kate Bush zdecydowanie postawiła na jakość, a nie na ilość utworów. Jednak zdecydowanie zachęcam do zapoznania się z tym krążkiem, szczególnie w mroźne, zimowe wieczory. Idealnie nadaje się właśnie na taki okres, gdyż mimo surowości tego albumu cudownie wprowadza nas w zimowy nastrój. Kate Bush już dawno zasłużyła na miano genialnej artystki i już nikomu nie musi udowadniać swojego talentu. Trzeba jednak przyznać że muzycznie trzyma bardzo wysoki poziom.

Ocena: 6,5/10

12 komentarzy:

  1. Moja mama ją bardzo lubi. Przyznam się bez bicia, że nie znam za bardzo jej twórczości, ale tą akurat płytę mam na komputerze, więc w najbliższym czasie przesłucham. Hm, planuję przesłuchać, a co z tego wyjdzie to zobaczymy. ;)/ soscream

    OdpowiedzUsuń
  2. nie słyszałam nigdy o niej! :D
    zaraz lecę na youtube i posłuchaaam.:D:)

    OdpowiedzUsuń
  3. zabieram się za jej muzykę i zabieram ;) Muszę posłuchać.

    Zapraszam na http://THE-ROCKFERRY.blog.onet.pl na małe pożegnanie 2011 roku.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poznałam Kate Bush po przesłuchaniu coveru jej pisoenki "Running up that hill" przez Placebo. Jest świetną artystką i nie ma mowy, żebym nie przesłuchała tej płyty ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczęśliwego Nowego Roku 2012!

    OdpowiedzUsuń
  6. Okładka jest bardzo oryginalna i rzuca się w oczy, podoba mi się;) A zawartości płyty nie znam niestety;>

    Happy New Year;)

    OdpowiedzUsuń
  7. "Snowflake" jest całkiem fajne. Innych nie znam (fizzz-reviews)

    OdpowiedzUsuń
  8. Słuchałem kilka razy tej płyty. Pomysł na album na pewno ciekawy. Ponadto dobrze wybrano pierwszy singiel. Niemniej niektóre kompozycje są trochę za długie, a przez to nużące (tak jak piszesz). Być może nie wczułem się odpowiednio w ten album, ale nie rezygnuję. Zima potrwa jeszcze ponad 2 miesiące (przynajmniej ta kalendarzowa, bo za oknem mamy raczej inną porę roku), więc mam trochę czasu na zarażenie się muzyką z "50 words for snow".

    OdpowiedzUsuń
  9. Chmmmm w dzisiejszym świecie szmiry muzycznej ten wysmakowany album jawi się niczym oszlifowany doskonały diament, niech będzie że z lodu, tym bardziej trzeba docenić jego ulotność. Wspólczesna młodzież ma utrudnione zadanie, jak wsłuchać się w nostalgiczną i nie przebojową myzykę? odkryć w czym tak naprawdę tkwi sztuka produkcji tak dobrych albumów? Polecam cierpliwość zostanie nagrodzona. Swoją droga gdzie te czasy kiedy celebrowano słuchanie muzy zakładając czarny krążek na slipmatę gramofonu?

    OdpowiedzUsuń