Archiwum

Recenzja albumu The Ting Things "Sounds From Nowheresville"

1. Silence
2. Hit Me Down Sonny
3. Hang It Up
4. Give It Back
5. Guggenheim
6. Soul Killing
7. One By One
8. Day To Day
9. Help
10. In Your Life



Grupa The Ting Tings wkroczyła w muzyczny biznes w 2008 roku przebojowym i dobrze wyprodukowanym krążkiem "We Started Nothing", z którego pochodzą takie hity jak "That's Not My Name", "Great DJ" albo "Shut Up And Let Me Go". Fani formacji z niecierpliwością oczekiwali na nowe piosenki. Po czterech latach nieobecności zespół niedawno powrócił z nowym materiałem. Czy nosi on cechy syndromu drugiej płyty?

Wydane pod szyldem Columbia "Sounds From Nowhereville" miało swoją premierę 24 lutego 2012 roku. Krążek ukazałby się dwa lata wcześniej gdyby nie to, że zespół wyrzucił nowo nagrane piosenki do kosza i postanowił zacząć tworzyć od nowa. Pierwotnie płyta miała nosić tytuł "Kunst" (czyli "sztuka" w języku niemieckim) i w całości nagrana była w Berlinie. Jednak muzycy określili swój materiał jako mało oryginalny. Te czynniki wpłynęły na ostateczny kształt albumu i w końcu po czterech latach przerwy muzycy powrócili z nowymi piosenkami. Ale dwie kompozycje z początkowych nagrań nie zostały później odrzucone i są nimi "Help" oraz "Hands". Obie trafiły na nową płytę, z czego ta druga znajduje się tylko w rozszerzonej wersji "Sounds From Nowhereville".


W trakcie pracy nad krążkiem grupa The Ting Tings nie zapraszała żadnych producentów do współpracy, sami wspólnie bawili się dźwiękami oraz mieszali różne style muzyczne. Za całość materiału odpowiada głównie Jules De Martino, który mocno inspiruje się muzyką indie, synthpopową i new wave. Jak to było w przypadku debiutu, tak i tutaj ich piosenki opierają się na prostym schemacie. Jest elektronika, jest chwytliwa melodia i prosty, wpadający w ucho tekst. Ostatecznie na album trafiło dziesięć kompozycji, wśród których dominują oczywiście szybsze, z beztroskim i optymistycznym charakterem. Niestety jednak nie ma tu takiej energii, jaką można było się zarazić przesłuchując hiciorki z debiutu Julesa de Martino i Katie White. Czy to świadczy o gorszej jakości tego wydawnictwa? Na pewno jest tutaj bardziej różnorodnie, piosenki nie są zbytnio do siebie podobne. Płytę można określić jako pewnego rodzaju składankę, ponieważ liczba gatunków muzycznych jest całkiem duża.

Z pewnością większość z Was dobrze bawiła się przy singlach z "We Started Nothing". Sześć tracków z tego krążka opanowało stacje radiowe, setlisty wielu domówek i było puszczanych na letnich imprezach. Tutaj też jest kilka typowo radiowych pozycji. A więc: otwierający krążek elektroniczny utwór "Silence" z gitarowym tłem mógłby być całkiem interesujący, ale zespołowi chyba zabrakło na niego pomysłów - ciągnie się w nieskończoność. Nudą wieje także w rhytm and bluesowym "Day To Day", więc te pozycje można sobie podarować. Druga i trzecia pozycja, a mianowicie "Hit Me Down Sonny" oraz singlowe "Hang It Up" brzmią podobnie jak choćby "That's Not My Name" z debiutu. Dobrze, że reszta albumu wypada nieco lepiej. Bardzo gitarowy "Give It Back" przywołuje skojarzenia z muzyką zespołu The White Stripes i jest to przyzwoity track. Dobrze wypada również "Guggenheim" - alternatywna pozycja, z którą warto się zapoznać. Szczególną uwagę zwróciłam również na utwory: "Soul Killing" - bardzo ciepły, wręcz słoneczny numer z elementami reggae oraz inspirowane muzyką Depeche Mode "One By One". Do tych piosenek z pewnością powrócę w niedalekiej przyszłości - są proste, ale też specyficzne i dlatego tak przykuły moją uwagę. Znalazła się też chwila wytchnienia w postaci dwóch ostatnich tracków: "Help" oraz "In Your Life". Pierwszy z nich może i ma tekst pozostawiający wiele do życzenia, ale za to ciekawy podkład. Drugi z kolei trochę przynudza, ale to fajna odskocznia od energetycznych numerów z pierwszej płyty.

Jest tutaj mniej zadziornie, wręcz delikatnie w porównaniu do debiutu. Płyta może i rozczarowuje, ale zawiera parę przyzwoitych pozycji, które mogą umilić nam czas. Sądzę, że była ambitnym krokiem ze strony The Ting Tings. Nie jest to może i dowód rozwoju grupy, ale ich starania powinny zostać docenione. Może przy kolejnym albumie będzie szansa na więcej pochwał. Myślę, że piątka to sprawiedliwa ocena.

Ocena: 5/10

16 komentarzy:

  1. Nie znam nawet wykonawcy więc nie wiem co mogę powiedzieć o tym albumie... Hmm... Wiesz co to za pani jest na szablonie u Cb? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam ich z reklamy Fanty.xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze nie słyszałam nic o tym zespole, ale zaraz wskoczę na youtube i coś wyszukam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy wyjdę na ignorantkę, kiedy powiem, że nie kojarzę nazwy zespołu? ;) Tytuły zarówno starych hitów jak i tych nowych nic mi nie mówią. Ale skoro napisałaś, że to były hity, pewnie je znam z radia i jak w wielu przypadkach "nie wiem kto to gra, nie wiem jaki to nosi tytuł" :)
    Fajna recenzja ;) I dopiero teraz zauważyłam, że tracklistę przesunęłaś obok okładki. Moim zdaniem tak o wiele lepiej wygląda niż jak było wcześniej :)

    miResena

    OdpowiedzUsuń
  5. I love their last CD so much! I hope this will be a good one for them.

    OdpowiedzUsuń
  6. I've been wondering about their new CD.

    OdpowiedzUsuń
  7. So glad to hear they are making new music. They are a really fun duo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Awesome! I haven't listen to their new stuff. May take a while to warm up to it.

    OdpowiedzUsuń
  9. So glad you reviewed this band. Love your new banner too!

    OdpowiedzUsuń
  10. So happy you mentioned this band. Love them!

    OdpowiedzUsuń
  11. LOVE this album - The Ting Tings are awesome! :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Znam jedynie track nr 3 i jak dla mnie jest ok. Ale widocznie dlatego, że z debiutu też znam tylko 1 numer :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapraszamy do nas : http://ilovemusic.com.pl/index.php/lista-przebojow/
    GŁOSUJCIE CO GODZINĘ, NOWE NOTOWANIE JUTRO PO 13, WPADNIJCIE CZASEM! ;) Gorące hity czekają na Was! *o*
    Już przed Nami Notowanie nr. 11! :3

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetna recenzja, naprawdę się zaczytałem!

    OdpowiedzUsuń