Archiwum

Recenzja albumu Hurts "Happiness"

1. Silver Lining
2. Wonderful Life
3. Blood, Tears & Gold
4. Sunday
5. Stay
6. Illuminated
7. Evelyn
8. Better Than Love
9. Devotion
10. Unspoken
11. The Water
     Verona

Pochodzący z Manchesteru synth popowy duet Hurts dał o sobie znać utworem "Wonderful Life" przywołującym na myśl lata osiemdziesiąte i nakręconym do niego niskobudżetowym amatorskim teledyskiem. Mnóstwo słuchaczy zainteresowało się ich muzyką, a na początku 2010 roku okrzyknięto ich nadzieją roku. Europa oszalała po wydaniu ich debiutanckiego krążka, który sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy na całym świecie - czy rzeczywiście jest się czym zachwycać?

Ich dzieło zwie się "Happiness" i zostało wydane 27 sierpnia 2010 nakładem wytwórni RCA. Muzycy cofnęli wskazówki zegara i nagrali muzykę nawiązującą do brzmień lat 80. Po wydaniu krążka zaczęły się porównania - że brzmią jak wczesne Depeche Mode, trochę jak Human League i stylizują się na Pet Shop Boys. Wokalista Theo Hutchcraft oraz klawiszowiec i gitarzysta Adam Anderson, czyli członkowie Hurts wymieszali stare brzmienia z popem i muzyką elektroniczną. Wspólnie z Markiem Stentem, czyli producentem odpowiedzialnym za sukcesy m.in. Björk, Muse, Goldfrapp, Spice Girls czy Erasure, oraz The Nexus i Josephem Crossem stworzyli jedenaście wpadających w ucho, ale niebanalnych numerów, które z pewnością zadowolą miłośników ambitnego popu. Na szczęście ich muzyka to świadome naśladownictwo wymienionych powyżej zespołów.


Chłopaki z Hurts zadbali o to, by ich album był dopracowany i dopieszczony w każdym najmniejszym szczególe. I to rzeczywiście im się udało. Bowiem słuchając "Happiness" nie można oprzeć się wrażeniu, że piosenki zostały skrupulatnie przygotowane i wyprodukowane. Wydawać by się mogło, że te utwory przez to stracą swoją naturalność, jednak tak nie jest - płyta ma swój klimat przyjemny dla ucha. Od samego początku piosenkom towarzyszy nostalgiczny nastrój, czasem lekko mroczny ("Illuminated"), innym razem podniosły ("Stay", "The Water"), czy melancholijny ("Unspoken"). Oprócz elektronicznych brzmień i tych nawiązujących do lat osiemdziesiątych, słychać także instrumenty smyczkowe, harmonijki, fortepian, saksofon. Nie jest to muzyka do zabawy - elektronika na albumie Hurts bynajmniej nie ma stworzyć dyskotekowego nastroju. Wręcz przeciwnie - dużo tu melancholii i patosu.

Kto do tej pory zna tylko dwa pierwsze single, czyli "Better Than Love" z fajnie brzmiącymi klawiszami i "Wonderful Life" z prostym, ale jakże efektownym refrenem: "Don't let go, never give up, it's such a wonderful life", powinien być usatysfakcjonowany resztą płyty. Oba utwory może i w pełni nie charakteryzują tej płyty, ale są fajną zachętą do zapoznania się z "Happiness". Dobrze wypada także "Silver Lining", przywołujące dokonania Depeche Mode, pogodne "Sunday", a także pomysłowe aranżacyjnie "Evelyn". Ostatni z wymienionych utworów jest bogaty w rozmaite dźwięki - począwszy od harmonijek, smyczków, na elektronice kończąc. Na podobną uwagę zasługuje doskonałe "Illuminated". Nie przekonują mnie zbyt mdłe "Blood, Tears & Gold" i "Devotion", gdzie Hurts wokalnie towarzyszy Kylie Minogue. Reszta jest niczego sobie i przesłuchanie pozostałych utworów może dać niemałą przyjemność. Hurts pisząc piosenki na debiutancki LP, skupiło się na tematyce miłosnej - opisywanej już chyba na wszelkie możliwe sposoby. I niestety nie odkrywają Ameryki, ale nie ma co narzekać, gdyż nawet miło się słucha tych smutnych historii.

Muzyka na "Happiness" jest na wysokim poziomie - piosenki potrafią zaskoczyć ciekawymi aranżacjami i nie nudzą się szybko. Całość może i nie powala na kolana, ale błędem byłoby odmówić jej uroku i fajnego klimatu. Mamy tu parę na długo zapadających w pamięci momentów. Hurts zaczerpnęli ze swoich inspiracji jak najlepsze pomysły, a od siebie dodali tyle, ile byli w stanie - moim zdaniem dali sporo. Płyta jest spójna i przywołuje wspomnienia tamtych czasów. Jestem ciekawa, co chłopaki pokażą przy następnej płycie.

Ocena: 7/10

21 komentarzy:

  1. Ty również zachęciłaś mnie do zapoznania się z twórczością tego duetu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja znam nr 2 i nr 5. Właśnie sobie uświadomiłam , że na moim blogu dawno nie było żadnej recenzji płyty. Muszę to zmienić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam tylko dwa numery z płyty " Wonderful Life" oraz "Stay" i jeśli płyta jest tak dobra, jak ww kawałki, to na pewno bo nią sięgnę. Kolejna dobra recenzja :) //re-cenzjem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. lubie hurts moja ulubiona piosenka jest sunday dzieki za glosy na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Na początku płyta mnie znudziła. dziś patrzę na nią nieco lepiej.

    Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl . A w nim recenzja płyty Aury Dione i grafika z Adele.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wysoko to oceniłaś ;) Mnie album trochę znudził, choć kilka piosenek faktycznie ma potencjał.
    Nowa recenzja: "All of Me" Estelle (fizzz-reviews.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  7. Znam ich single, nie były złe, aczkolwiek mnie nie powaliły ;) Album mnie nie interesuje

    OdpowiedzUsuń
  8. This is the first time I'm hearing about this album - and this band. Definitely need to check them out!! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. zapraszam do siebie na liste przebojów http://muzyka-listaprzebojow.blogspot.com/ gdzie można glosowac na najlepsze gorę…ce kawałki i ciekawe propozycje. Notowanie w każdę… środe i sobotę. Glosować można codziennie. ZAPRASZAM SERDECZNIE!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Przyjemna recenzja, chociaż płyta nie jest jakaś super ;)
    Zapraszam do mnie: http://band-birds.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie znam, ale jakoś zainteresowała mnie Twoja recenzja:) poza tym bardzo podoba mi się okładka ich płyty!

    OdpowiedzUsuń
  12. W "Wonderful life" zauroczyłem się po pierwszym usłyszeniu. Albumu "Happiness" słuchałem już wielokrotnie, chociaż nie jest to aż tak solidny krążek, na jaki liczyłem. Niemniej stanowi - przynajmniej w mojej ocenie - jeden ze sztandarowych wydawnictw anno Domini 2010 ;-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Utwór "Wonderful Life" jako jedyny z tej płyty mnie zachwycił, ale za to tak naprawdę. A do tego mistrzowski klip. To wszystko łączy się na coś... surowego. Myślę, że to dobre określenie. Ten utwór jest surowy i taki zimny. Ale myślę, że właśnie to mnie w nim urzekło. No i oczywiście piękny tekst. Zapraszam na mój blog muzyczny i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń