Archiwum

Recenzja albumu Lykke Li "Wounded Rhymes"

1. Youth Knows No Pain
2. I Follow Rivers
3. Love Out Of Lust
4. Unrequited Love
5. Get Some
6. Rich Kids Blues
7. Sadness Is A Blessing
8. I Know Places
9. Jerome
10. Silent My Song



Pochodząca ze Szwecji Li Lykke Timotej Zachrisson, lepiej znana pod pseudonimem Lykke Li rozpoczęła swoją muzyczną karierę albumem "Youth Novels" z 2008 roku, który wprowadził trochę świeżości do muzyki popowej i zebrał pozytywne opinie ze strony krytyków. Trzy lata po wydania zaskakująco dojrzałego debiutu, artystka bogatsza w nowe doświadczenia i pewniejsza co do brzmienia swojej muzyki, powróciła z nową płytą. Jak prezentuje się ona w porównaniu z pierwszym materiałem? Pora sprawdzić.

Mowa oczywiście o dziele zatytułowanym "Wounded Rhymes", wydanym nakładem LL Records 25 lutego 2011 roku. Nad warstwą muzyczną, podobnie jak w przypadku "Youth Novels", czuwał w sztokholmskim studiu Björn Yttling z formacji Peter, Bjorn & John. Przed jego wydaniem, a nawet już w trakcie promocji debiutu, wokalistka zakończyła swój związek z ostatnim partnerem. Zawiedziona miłością artystka postanowiła podzielić się swoimi przeżyciami na następnym krążku. Nowe piosenki powstawały w Los Angeles, gdzie Li szukała inspiracji.

Artystka na debiutanckim "Youth Novels" prezentowała materiał będący mieszanką nowocześnie podanego folku z indie popem i elektroniką. Piosenki były proste i wręcz minimalistyczne, a wokal Lykke Li jeszcze niezbyt pewny. Ona sama jawiła się słuchaczom jako niedoświadczona i niepewna swoich możliwości artystka. Płyta nie przekonała mnie w całości, ale dało się wyczuć ogromny potencjał i talent Szwedki. Natomiast omawiany dziś krążek przynosi zestaw dziesięciu chwytliwych, indie popowych melodii, w których wyodrębnić można także takie gatunki jak folk i rock. Warstwa muzyczna jest bardzo bogata: usłyszymy instrumenty takie jak perkusja, gitary, klawisze czy plemienne bębny, które tutaj zdecydowanie dominują i budują specyficzny klimat całego albumu. Nastrój niepokoju, patosu, refleksji, smutku i goryczy tworzony jest również przez intrygujący głos artystki, która świetnie nim operuje. W każdej piosence zmienia sposób śpiewania, a jej głos budzi różne emocje.


Jak już wcześniej wspomniałam, na całokształt albumu miały wpływ przykre doświadczenia Li, głównie dotyczące miłości. Wpłynęły one także na warstwę tekstową - piosenki mają gorzki i smutny charakter. Artystka opowiadała, że nieodłącznymi towarzyszami jej życia, ale i inspiracją są smutek oraz tragedia. Taki temat został podjęty w utworze "Sadness Is A Blessing", który można zaliczyć do jednego z najsmutniejszych na płycie. Wokalistka śpiewa: "Sadness is a blessing, sadness is a pearl, sadness is my boyfriend. Oh, sadness I'm your girl". Przez cały utwór przewija się nastrój melancholii. Wokalistka śpiewa także o samotności, bólu i rozczarowaniu - wszystko podane w ironiczny, czasem zadziorny sposób.

Niemal w każdej piosence można wyczuć nastrój smutku, nawet w najbardziej dynamicznych momentach. Zacznijmy od potężnych, ciekawych aranżacyjnie piosenek, w których wyraźnie da się dostrzec dojrzałość Li. Otwierające krążek energiczne "Youth Knows No Pain" zapowiada zmianę brzmienia jej muzyki - głównie za sprawą energicznej melodii i zadziornemu, charakterystycznemu wokalowi. Promujący płytę w pierwszej kolejności singiel "Get Some" już od pierwszych sekund przykuwa uwagę słuchacza, głównie za sprawą podkładu. Trochę zwariowany, bardzo przebojowy numer, który pokazuje artystkę z zupełnie innej strony. Szybko zapadający w pamięć kolejny singiel "I Follow Rivers" to świetna popowa propozycja, w której bardzo podoba mi się melancholijny podkład i sposób, w jaki śpiewa Li. Uwagę zwraca także track "Rich Kids Blues". Wyrazista gra gitar, psychodeliczne dźwięki klawiszy i plemienne bębny niesamowicie wciągają i zachęcają do dalszego słuchania. Jedynie folkowy utwór "Unrequited Love" to swoiste nawiązanie do pierwszej płyty artystki. Aranżacja została w nim ograniczona praktycznie do minimum (słychać tylko grę gitary, wokal Szwedki i chór). Reszta kompozycji to zupełnie inne oblicze 26-letniej wokalistki, na "Wounded Rhymes" jest pewną siebie, bardziej doświadczoną kobietą, która wie, czego chce. Dobre słowa należą się kompozycji zamykającej krążek. "Silent My Song" to przemyślana pozycja, w której dominuje atmosfera patosu i nostalgii. Podkład jest minimalistyczny, cały nastrój budowany jest głównie przez świetnie brzmiące wokale. Słuchając tego utworu, przenosimy się do innej rzeczywistości. Jaka szkoda, że to już koniec tej płyty... Najmniejsze wrażenie zrobiły na mnie tracki "I Know Places" i "Jerome", ale nie na tyle złe, by mówić tutaj o znacznym spadku jakości albumu. Całość jest różnorodna, ale zachowuje spójność.

Test drugiej płyty zaliczony wyśmienicie. "Wounded Rhymes" zaskakuje aranżacjami, z każdym przesłuchaniem dostrzec można coś nowego. Jestem pod wielkim wrażeniem tego dzieła i tego, jak Szwedka muzycznie dojrzała. Płyta jest zdecydowanie bardziej cięższa i mroczniejsza od swojej poprzedniczki - próżno szukać tutaj naiwnych piosenek znanych z debiutu. Ja ten materiał zdecydowanie kupuję i już nie mogę doczekać się następnego krążka.

Ocena: 9/10

22 komentarze:

  1. Bardzo dobra płyta, promujące ją "I Follow Rivers" zwłaszcza utkwiło mi w uszach i w sercu:)

    Martyna

    OdpowiedzUsuń
  2. hmm może się skuszę o przesłuchanie tej płyty, zachęciłaś mnie do tego ;) Dobra recenzja :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba nigdy nie słyszałam o tej artystce. Szkoda, że śpiewa po angielsku. Gdyby śpiewała po szwedzku, na 100% sięgnęłabym po jej krążek, a tak to mi się nie chce ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. przesłucham w wolnej chwili, bo czasem lubie takie nostalgiczne piosenki :). p.s co do tej Sól i Kiczory -to własnie w tym roku przejezdzajac zobaczyłam, ze to tak jakvby 2 osobne miejsca, a nie dwuczłonowa nazwa jednego :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Wysoko oceniłaś. Kiedyś sięgnę :)
    Nowa recenzja: "New Life" Monica (fizzz-reviews.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  6. okładka zachęcająca ;)

    Zapraszam na The-Rockferry.blog.onet.pl, gdzie ukazał się nowy numer blogowego magazynu "MadHouse". A w nim m.in. recenzja płyty Nelly Furtado i Rity Ory oraz muzyczne newsy.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na The-Rockferry.blog.onet.pl, gdzie ukazał się nowy numer blogowego magazynu "MadHouse". A w nim m.in. recenzja płyty Nelly Furtado i Rity Ory oraz muzyczne newsy.

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam ją za cudny głos i oryginalność. "Get Some" i "I Follow Rivers" są na liście moich ulubionych piosenek. Klipy do nich także. Kiedy słyszę remix "I Follow...", który ostatnio króluje w komercyjnych radiach, to mnie krew zalewa. Jak można było spaścić taki cudny utwór?! Przecież cała magia polega na tym, że on ma takie a nie inne tempo, że to jest takie melancholijne! Totalna pomyłka. Jakbym dorwała to zadusiłabym gołymi rękoma :) A teraz na uspokojenie jeszcze raz posłucham oryginału ;p

    OdpowiedzUsuń
  9. aha! tak się zbulwersowałam, że zapomniałam zaprosić Cię na nowego posta ;)no. więc zapraszam :D

    OdpowiedzUsuń
  10. Brzmi ciekawie, zachęcająca recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie znam tej piosenkarki, ale przesłuchałam kilka piosenek, które wymieniasz i szczerze mówiąc to nie dla mnie...na mnie nie zrobiły takiego wrażenia. U mnie NN - zapraszam! [HilaryVault]

    OdpowiedzUsuń
  12. I have only heard a few songs from Lykke Li, but this album sounds awesome! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. hej u mnie nowe notowanie zapraszam na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl dalej glosujemy w komentarzach nie znam takiej osoby :(

    OdpowiedzUsuń
  14. Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl A w nim recenzja płyty Fiony Apple i grafika z Alicią Keys.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl A w nim recenzja płyty Fiony Apple i grafika z Alicią Keys.

    OdpowiedzUsuń
  16. U mnie NN, zapraszam i pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. bardzo dobra płyta! obiektywna recenzja! tak trzymaj :))

    OdpowiedzUsuń