Archiwum

Recenzja albumu Green Day "¡Uno!"

1. Nuclear Family
2. Stay The Night
3. Carpe Diem
4. Let Yourself Go
5. Kill The DJ
6. Fell For You
7. Loss Of Control
8. Troublemaker
9. Angel Blue
10. Sweet 16
11. Rusty James
12. Oh Love

Po dwuletniej przerwie od nagrywania płyt członkowie Green Day odwiedzili studio nagrań na początku tego roku. Początkowo planowali wydanie tylko jednego albumu, ale był to chyba najbardziej twórczy okres w ich życiu i nagrali tak dużą ilość piosenek, że w końcu zdecydowano się na trzy studyjne krążki, tworzące trylogię. Dzisiaj przyjrzę się jej pierwszej części, która miała swoją premierę we wrześniu - czy Kalifornijczycy nadal potrafią zaskoczyć swoją muzyką?

Dziewiąte w dyskografii Green Day "¡Uno!" to pozycja złożona z dwunastu piosenek zarejestrowanych w Kalifornii z pomocą producenta Roba Cavallo, który towarzyszy im praktycznie od początku działalności. Wspólnymi siłami zadbali o warstwę muzyczną i liryczną nowych piosenek. W efekcie otrzymaliśmy mieszankę punk rocka, pop rocka, popu, a nawet tanecznych brzmień. Brak tutaj ballad, z czego fani zespołu mogą być niezadowoleni. Tym bardziej, że do tej pory wolne kawałki wychodziły chłopakom zadowalająco.

Jak dla mnie Green Day jest jednym z bardziej przewidywalnych zespołów na świecie. Praktycznie na każdym krążku chłopaki serwują słuchaczom podobne brzmienie. Nie wiem, czy to dobrze, czy wręcz przeciwnie. Jedno jest pewne - fanów muzykom nie brakuje, nadal ich płyty są chętnie kupowane, a bilety na ich koncerty sprzedają się jak świeże bułeczki. Szkoda tylko, że do swojej muzyki nie podchodzą innowacyjnie, miło by było czasem otrzymać od nich coś mniej oczywistego, radykalniejszego, nie tracąc przy tym swojego charakterystycznego stylu.


Omawiana płyta jest dowodem na to, że Billie Joe Armstrong i reszta chłopaków ma smykałkę do nagrywania melodyjnych punk rockowych kawałków. Materiał promowały trzy single: "Oh Love" wypuszczone przed wakacjami, "Kill The DJ" z sierpnia i "Let Yourself Go" z września. Każdy z nich całkiem dobrze spełnia swoją rolę i ukazuje brzmienie całego albumu, które jest bardziej zbliżone do popu niż do punka. Pierwszy z nich to jeden z wolniejszych numerów na "¡Uno!". Rozpoczyna się klasycznie, dopiero później nabiera rozpędu i jest bardziej monumentalny. Jak dla mnie to udany track, świetnie zamykający całość. "Kill The DJ" to bardziej taneczny numer. Połączono w nim pop, disco i punk, dzięki czemu nie da się przy nim usiedzieć na miejscu. Momentami brzmienie tej piosenki przywołuje mi na myśl dokonania indie rockowego zespołu Arctic Monkeys, więc może z tego powodu tak bardzo przykuł moją uwagę. Ostatni z singli to dynamiczna pozycja, jednak jak na moje ucho - najmniej ciekawa spośród pozostałej jedenastki.

Green Day stawia na przebojowość i proste melodie, czego dowodem są takie kawałki jak "Carpe Diem", "Nuclear Family" czy "Loss Of Control". Ich chwytliwość nie do końca idzie w parze z jakością. "Troublemaker" czy "Angel Blue" spokojnie można sobie podarować. Podobają mi się melodie w "Stay The Night" i "Rusty James". Oba to bardzo energetyczne i przykuwające uwagę numery. Przyjemne "Fell For You" ma w sobie pierwiastek rock and rolla (przy okazji - to mój faworyt na krążku), a "Sweet 16" to drugi nieco wolniejszy kawałek na płycie.

Bardzo melodyjny i łatwo wpadający w ucho - taki właśnie jest ten album. Na próżno szukać na nim przepełnionych agresją i złością utworów, wszystko jest raczej stonowane i pozytywne. Momentami jest jednak zbyt słodko i infantylnie. Nie trudno zauważyć, że większość kawałków powstała z myślą o radiosłuchaczach - dlatego ten album tak szybko się nudzi. Jest to muzyka skierowana głównie do młodzieży lubującej się w nieco buntowniczej, rockowej muzyce z elementami punka. Miłośnicy klasycznego punka raczej nie znajdą na "¡Uno!" niczego dla siebie. Zresztą, z wcześniejszymi albumami Green Day jest podobnie. Ich muzyka jest łagodniejsza, bardziej popowa i komercyjna.

Płyta nie jest zła, jednak pomysły na niej wykorzystane skądś już znamy. Jak już wcześniej mówiłam, chłopaki z zespołu najwyraźniej nie lubią zmian i kopiują samych siebie. Można zarzucić im brak rozwoju i powielanie schematów. Jednak brawa należą się im za spójność recenzowanej właśnie płyty. Krążek idealnie nadaje się na rozpoczęcie dnia, gdyż jest to dawka pozytywnej energii bardzo miła dla ucha.

Ocena: 6/10

20 komentarzy:

  1. dobra recenzja :) wgl super blog!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie przepadam za ich muzyką.;) Uważam, że "Kill The DJ" najlepsza jest z tego krążka.;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Green Daya przestałem lubić wiele lat temu, jednak z ciekawości przesłuchałem całą trylogię. Pominę fakt, że żadna z tych płyt nie przypadła do mojego obecnego gustu. Jednak nawet jeśli odrzucę wszystkie uprzedzenia, to wg mnie wydanie aż trzech albumów było pomysłem chorym. Gdyby z najlepszych kawałków zmontowali jeden - powstał by album na miarę "Dookie" czy "American Idiot". Zamiast tego wydali trzy płyty, z których na każdej spora część utworów to wypełniacze. "Uno" jest z nich najsłabsza, bo najmniej różnorodna. Przy ósmym utworze miałem już dosyć, bo miałem wrażenie, że cały czas leci ten sam, nieskończenie długi kawałek. Dopiero pod koniec nieco więcej się dzieje (zwłaszcza w "Oh Love"), ale osobiście nie dałbym tej płycie więcej niż 1/10 ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Green Day jest całkiem ok, więc może przesłucham :)
    Zapraszam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pomimo, że Green Day'ów darzę sympatią, to jakoś nie specjalnie chce mi się przesłuchać ich nowe płyty.
    Również życzę wesołych świąt oraz szczęśliwego nowego roku ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tej płycie daje 9/10, w 100% spełniła moje oczekiwania, jestem dumna z chłopaków że dali radę nagrać aż 3 albumy! U mnie nowy post zapraszam www.PatriciaxLife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie słucham ale znam kilka piosenek. Pozdrawiam. True-Villain

    OdpowiedzUsuń
  8. to byla moja ulubiona kapela w gimnazjum :> ta plyta calkiem spoko, najlepsze kill the dj

    OdpowiedzUsuń
  9. Całkiem lubię ten album, choć "Tre!" bardziej mi się podoba. Za to "Dos!" jest nudne ;P
    Wesołych świąt: recenzja "Merry Christmas" Marii Carey na blogu http://FIZZZ-REVIEWS.blogspot.com :)

    OdpowiedzUsuń
  10. hej u mnie nowe notowanie serdeczenie zapraszam do glosowania na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl (sondy) życze wesołych świąt

    OdpowiedzUsuń
  11. Dla fanów gd to raczej baaardzo dobrze, ze nie ma tu ballad! Plyta nienajgorsza, jak na fakt,ze nagrali az 3 albumy.. Dos jest duzo lepsze! Uno troche za slodkie, ale piosenki sa ok. Btw. przesluchiwalas starsze plyty gd,ze o nich wspominalas? ( z tą komercją, popem itp) ? :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Druga z moich świątecznych recenzji: "Ewig" Eisblume (fizzz-reviews.blogspot.com) Enjoy :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Płyta jeszcze przede mną ;) Może poznam w 2015 ;P

    Zapraszam na nowy post na The-Rockferry z recenzją płyty "Fortune" Chrisa Browna.
    Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
  14. Wesołych Świąt! U mnie nowy post zapraszam www.PatriciaxLife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Nowa recenzja: „Trespassing” Adam Lambert (fizzz-reviews.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie słucham za często takiej muzyki,ale piosenka nawet,nawet.pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  17. Znam prawie całą dyskografię Green Day (z wyjątkiem trylogii i wcześniejszego albumu) i na przełomie lat widać zmiany w ich muzyce. Jednak moim zdaniem nawet dobrze, że trzymają się tego, z czego są znani i za co są kochani. Dzięki temu mniejsze prawdopodobieństwo, że fanom grupy nie będzie się podobać nowy krążek, jak to często jest z diametralnymi zmianami.
    "Uno" jeszcze nie znam, ale zamierzam poznać. Tylko trudno mi powiedzieć, kiedy to zrobię ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Według mnie Uno! jest naprawdę dobrą płytą, może chwilami za... "słodką", choć w sumie ta "słodycz" nie brzmi tak źle. Recenzja całej trylogii pojawi się za jakiś czas na moim blogu, także zapraszam: http://bit.ly/Vr0oDW.

    OdpowiedzUsuń