Archiwum

Recenzja albumu Lily Allen "It's Not Me, It's You"

1. Everyone's At It
2. The Fear
3. Not Fair
4. 22
5. I Could Say
6. Back To The Start
7. Never Gonna Happen
8. Fuck You
9. Who'd Have Known
10. Chinese
11. Him
12. He Wasn't There

Wiele osób już od początku nie wróżyło Lily Allen kariery i popularności, ale niemały sukces jej debiutanckiego albumu na pewno niektórych zadziwił. Krążek wylansował takie melodyjne utwory jak "Smile" czy "LDN". Co więcej, trzy lata po wydaniu pierwszego LP Brytyjka powróciła z nowym materiałem, czym po raz kolejny udowodniła, że jej muzyka jest warta uwagi, a ją stać na wiele więcej niż tylko bycie jedynie w centrum skandali i kontrowersji. Jak więc prezentuje się ten krążek? Przyjrzyjmy się drugiej odsłonie Lily.

Pierwszy album Brytyjki był pod względem brzmienia bardzo zróżnicowany. Lily zaserwowała słuchaczom piosenki z różnych gatunków muzycznych: popu, R&B, reggae, ska, a nawet jazzu, czym udowodniła, że potrafi odnaleźć się w różnych stylach. Na drugim krążku na próżno szukać podobnej stylistyki, bowiem wokalistka postanowiła nieco ograniczyć zakres brzmienia swojej muzyki. Postawiła na bardziej minimalistyczne aranżacje, gatunkowo już nie jest tak różnorodnie. Drugi longplay "It's Not Me, It's You" to zestaw dwunastu utworów nadal popowych, ale tym razem podrasowanych elektroniką, ale jest to dawka niezbyt rażąca. Nie zabraknie tutaj także innych elementów, bowiem można doszukać się pierwiastków country, disco, folku i britpopu. Jest momentami tanecznie, innym razem spokojniej i subtelniej. Można pokusić się o stwierdzenie, że Lily dojrzała jako artystka.


Jedyne, co nie uległo zmianie, to charakter tekstów piosenek, które po raz kolejny wyszły spod pióra Allen. Po tym względem Brytyjka nadal jawi się słuchaczom jako zbuntowana i szczera wokalistka. Zachowała swoją autentyczność i śpiewa o tym, co jej się nie podoba, a nie korzysta z gotowych i podsuniętych jej pod nos tekstów. Dlatego też ta wypromowana przez portal MySpace gwiazda w trakcie prac nad drugim krążkiem chciała mieć jak największy wkład w nowe utwory. Pomagał jej w tym Greg Kurstin z indie popowej grupy The Bird And The Bee.

Jej teksty wciąż poruszają trudne i budzące kontrowersje tematy, tym razem wokalistka skupiła się na problemach współczesnego świata, ale także rozprawia się ze swoimi problemami w sprawie miłości i rodziny. W pierwszym singlu promującym krążek zatytułowanym "The Fear" Lily przygląda się kwestii stylu życia, jaki jest przez niektórych prowadzony i wyśmiewa konsumpcjonizm. "Not Fear" to z kolei utwór poświęcony relacjom damsko męskim, w którym niezwykle podoba mi się podkład o zabarwieniu country. O związkach możemy też posłuchać w dwóch prostych balladach takich jak "Chinese" i "I Could Say". Urocze "Fuck You", w którym wokalistka utożsamia się z częścią młodych ludzi, jest skierowane w stronę George'a W. Busha i kawałek ma wydźwięk wyraźnie polityczny. Uwielbiam sposób, w jaki Lily śpiewa "fuck you" - bez słyszalnego zaangażowania, niemal obojętny. "22" brzmieniowo nawiązuje do popu lat osiemdziesiątych. Godne uwagi jest przebojowe "Back To The Start" - taneczny bit i uroczy głos Brytyjki sprawiają, że słucha się tej piosenki z niemałą przyjemnością. "Everyone's At It" stanowi niezwykle intrygujący opener płyty. Jednym z moich faworytów jest subtelne "Him", jest to kompozycja poświęcona problemom Brytyjki z Bogiem. Z kolei bohaterem utworu "He Wasn't There" wokalistka uczyniła swojego ojca.

Słowa piosenek tak jakby grają na tej płycie pierwsze skrzypce, podkład muzyczny jest delikatnym dodatkiem, który, niestety, momentami może zanudzić, a wszystkie piosenki zlewają się w jedną całość. Mało tutaj wyrazistych punktów, mocnych momentów znanych z pierwszej płyty Lily. Myślę, że technika, którą Lily opowiada o otaczającej ją rzeczywistości, może nadrobić pewne braki. Robi to w niezwykle zabawny i błyskotliwy sposób - pod tym względem widać, że zachowała swój łobuzerski wdzięk.

Piosenki Lily nadal są niezaprzeczalnie urocze i przyjemne dla ucha, a słodki i delikatny głos Brytyjki świetnie kontrastuje z odważnymi tekstami. Płytka posiada kilka słabszych momentów i chwilami słuchacz może popaść w nudę, ale ogólnie rzecz biorąc to dobry materiał. Allen ma pomysł na siebie i jestem bardzo ciekawa, co usłyszymy na jej kolejnym albumie.

Ocena: 6/10

25 komentarzy:

  1. Postać znam no i kilka piosenek, ale jakoś mnie do siebie nie przekonuje..

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakoś ta płyta mnie do sb nie przekonuje. Artystki też za bardzo nie kojarze :/
    http://time-for-music.blog.pl/ Zapraszam do mnie na nowy wpis

    OdpowiedzUsuń
  3. totalnie nie mój gust muzyczny :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Płyta ogólnie całkiem fajna :)

    OdpowiedzUsuń
  5. I LOVE this album - Lily is so talented! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wolę jednak pierwszy album. Bardziej różnorodny.
    Nowa recenzja: "Ewelina Lisowska" (EP) Ewelina Lisowska (fizzz-reviews.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  7. Uwielbiam jej głos, jest naprawdę fantastyczna i świadoma swoich możliwości.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niestety nie znam albumu, ale twórczość Lily bardzo mi się podoba. U mnie nowy post zapraszam www.PatriciaxLife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. super piosenki i fantastyczny głos. Zapraszam do siebie na bloga mybestmusic.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. Nowa notka na true-villain.blog.pl
    Zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. hej u mnie nowe notowanie serdecznie zapraszam do glosowania na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl lilly allen tak srednio lubie ma kilka fajnych piosenek pozdro

    OdpowiedzUsuń
  12. Dawno już Lily nie słuchałam, ale kiedys lubiłam jej muzykę ;)

    Zapraszam na nowy post na http://The-Rockferry.blog.onet.pl, gdzie pojawiła się recenzja "Baduizm" Eryki Badu i notka urodzinowa o artystce.

    OdpowiedzUsuń
  13. Chyba jednak wole jej pierwszy album, na tym troche jest przynudnawo. Takie mam odczucie na temat tego albumu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Znam chyba tylko jej "Smile", ale pamiętam, że piosenka (oraz teledysk) bardzo mi się podobały. Nie wiem, czy kojarzę jakikolwiek utwór z tego krążka, raczej nie...
    Ooo, widzę LaFee w "Coming Soon" :D Jestem ciekawa, jak ocenisz ten album :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Właśnie dzisiaj sobie posłuchałam jej piosenek :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zapraszam na nową recenzję na http://the-rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo przyjemna płytka ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Nowa recenzja: "Bordeaux" Closterkeller (fizzz-reviews.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  19. U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam ;).

    OdpowiedzUsuń
  20. Zapraszam na nowy post na http://the-rockferry.blog.onet.pl, w którym znalazła się recenzja "Ania Movie" Ani Dąbrowskiej oraz kilka słów o muzyce filmowej.

    OdpowiedzUsuń
  21. Usilnie staram sobie przypomnieć jakikolwiek utwór wokalistki, który mi się podoba i właśnie sobie uświadomiłem, że "Smile" to jedyny kawałek od Lily Allen, który znam o.O

    OdpowiedzUsuń
  22. Mnie kompletnie urzekło"The Fear". Świetnie poprawia humor. W sam raz, na wiosnę :) Ale reszta jakoś się mi nie podoba. Fajne, żeby sobie włączyć tak "przy okazji" jak się kurze ściera, albo robi wiosenne porządki, ale żeby się wsłuchiwać to nieee ;p Zapraszam na nowy post :)

    OdpowiedzUsuń