Archiwum

Recenzja albumu M.I.A. "Kala"

1. Bamboo Banga 
2. Bird Flu 
3. Boyz
4. Jimmy 
5. Hussel 
6. Mango Pickle Down River 
7. 20 Dollar 
8. World Town 
9. The Turn 
10. XR2 
11. Paper Planes 
12. Come Around

Pod pseudonimem M.I.A. kryje się pochodząca ze Sri Lanki Mathangi "Maya" Arulpragasam. Oprócz tego, że zajmuje się muzyką (śpiewa, rapuje, pisze teksty), to maluje i projektuje ubrania. Po wydaniu w 2005 roku debiutanckiej płyty już nikt nie miał wątpliwości co do tego, że M.I.A. jest jedną z najciekawszych postaci pierwszej dekady XXI wieku. Krążek otrzymał nominację do nagrody "Mercury" i zebrał mnóstwo pochwał ze strony krytyków oraz innych artystów. Jednak artystka nie zamierzała odpoczywać od całego szumu, tylko wrócić do studia i rzucić się w wir pracy. Efektem tego jest świetny longplay, o którym dzisiaj będzie mowa.

M.I.A. rozpoczęła swoją karierę ciekawym krążkiem "Arular", na którym wręcz mnożyło się od gatunków muzycznych (dancehall, hip-hop, R&B, elektronika to tylko kilka przykładów). Wokalistka zgrabnie je ze sobą wymieszała, tworząc zwariowany i niebanalny efekt. Nie dało się jednak nie zauważyć, że płyta była nieco surowa i pozostawiała po sobie duży niedosyt. Dlatego zdecydowanie bardziej przypadł mi do gustu jej drugi krążek. Na "Kala" dużo więcej szaleństwa i jeszcze więcej wykorzystanych muzycznych patentów. Oprócz wymienionych powyżej gatunków tutaj pojawia się również dubstep, afrykańskie rytmy i bollywoodzkie klimaty. Na brzmienie płyty wpływ zapewne miały liczne podróże, które M.I.A. odbyła w tamtym okresie. Odwiedziła m.in. Australię, Japonię, USA, Indie oraz Amerykę Południową. Zainspirowana przeróżnymi kulturami i muzyką, stworzyła wciągający, egzotyczny krążek, którego słucha się z wypiekami na twarzy.


Płyta zaczyna się od elektronicznego "Bamboo Banga", w którym głos M.I.A. został poddany komputerowej przeróbce. Na początku jest dość jednostajnie, później dochodzi wiele przeróżnych dźwięków, przez co robi się nieco dubstepowo. Dalej mamy zwariowane i dzikie "Bird Flu". Wykorzystane tutaj elementy muzyki indyjskiej i dźwięki natury tylko potęgują ten efekt. Te dwa utwory to niezła rozgrzewka, jednak wokalistka nie pokazała nam jeszcze wszystkiego, co potrafi. Czas na "Boyz", które zawiera w sobie elementy muzyki elektronicznej i tanecznej. Do tego mamy tutaj orientalne dźwięki potęgowane przez trąbki i bębny. W przypadku muzyki M.I.A. powiedzenie "co za dużo to niezdrowo" się po prostu nie sprawdza - ona doskonale odnajduje się w takim dźwiękowym szaleństwie. "Jimmy" to prawdziwy hit na tej płycie. Trzeba zaznaczyć, iż jest to przeróbka bollywoodzkiego przeboju Parvati Khan, który został nagrany na potrzeby filmu Disco Danger (rok 1982). Wersja M.I.A. zdecydowanie bardziej mi się podoba, jest przystępniejsza i wyrazistsza. Uwagę przykuwa taneczny rytm, a smaczku dodają dźwięki skrzypiec. W "Hussel" artystce towarzyszy Afrikan Boy i nie wypada on najgorzej. Utwór posiada zwrotki o umiarkowanym tempie, które trochę przynudzają. Fajny, elektroniczny refren ratuje ten numer. Psychodeliczne "Mango Pickle Down River" nagrane wraz z The Wilcannia Mob całkiem nieźle buja.

Początek "20 Dollar" hipnotyzuje. Później jest już tylko lepiej, zadziorny wokal w połączeniu z brudnymi syntetyzatorami tworzą niezwykły efekt. Cały utwór wprowadza słuchacza niemalże w trans. Jak dla mnie to jeden z lepszych momentów na "Kala". "World Town" zaskakuje swoją zadziornością i spiesznym rytmem. Energia, która towarzyszy temu utworowi, jest nie do podrobienia. Po takiej dawce eksperymentów nadchodzi chwila wytchnienia w postaci "The Turn". To także moment na przygotowanie się na kolejne, pełne drapieżności piosenki. "XR2" to idealny kawałek na klubowe szaleństwa, na pierwszy plan wysuwa się w nim agresywna melodia, a głos M.I.A. dobrzmiewa gdzieś w tle. "Paper Planes" to chyba najbardziej znany track od artystki. Nic dziwnego, gdyż ma naprawdę dużą siłę przebicia i wpada w ucho. Spokojna melodia została dopieszczona ciekawymi dźwiękami w tle - M.I.A. wykorzystała strzały z pistoletu i kasy. W trakcie nagrywania tej płyty pojawiały się informacje o tym, że Timbaland ma być jej głównym producentem. Na szczęście stało się inaczej i spod jego ręki wyszedł tylko jeden numer. Jest nim "Come Around", które wieńczy ten album. Timbaland użycza w nim swojego głosu - na szczęście nie jęczy ani nie wydobywa z siebie dziwnych dźwięków. To po prostu udany kawałek.

M.I.A. albumem "Kala" znacznie podniosła sobie poprzeczkę. Jest on zdecydowanie bardziej przekonywujący niż jego poprzednik. Mnóstwo ciekawych rozwiązań, przeróżne gatunki muzyczne i niepodrabialna energia to elementy, z których słynie artystka oraz które tylko ona potrafi wymieszać w taki sposób, aby stworzyć szaloną, drapieżną całość. Jej drugi album z pewnością zasługuje na uwagę i gorąco wam go polecam.

Ocena: 8/10

10 komentarzy:

  1. Recenzja bardzo zachęcająca, w wolnej chwili może przesłucham :)

    OdpowiedzUsuń
  2. MIA jest boska, bardzo lubie ten album i czekam na nowy, super recenzja, fajne tytuly plyt i piosenek hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Wolałem jej debiut, ale Kala też świetną płytą jest. ;) U mnie recenzja Matangi, zapraszam!

    OdpowiedzUsuń
  4. 1 piosenke znam i dosc lubie

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam niestety,ale jak słucham całkiem ciekawe.
    ;p
    linijkala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie słucham.

    linijkala.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się ze płyta jest świetna

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam ten album. Mój #1 od MIA.

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Mimo że recenzje są zachęcające, tak bardzo mnie "Paper Planes" zraziło do artystki, że trzymam się od niej z daleka :D

    OdpowiedzUsuń