Archiwum

Recenzja albumu Madonny "True Blue"

1. Papa Don't Preach
2. Open Your Heart
3. White Heat
4. Live to Tell
5. Where's The Party
6. True Blue
7. La Isla Bonita
8. Jimmy Jimmy
9. Love Makes The World Go Round




Albumem "Like A Virgin" Madonna rozpoczęła dobrą passę w swojej karierze. Dzięki takim hitom jak "Material Girl" czy utwór tytułowy nikt już nie pamiętał o kiepskim debiucie młodej wokalistki. W tak świetnym momencie nie mogła ona sobie pozwolić na dłuższą przerwę, dlatego już po niespełna dwóch latach w sklepach pojawiła się jej kolejna płyta. Chyba nikogo nie zdziwił ogromny sukces, jaki osiągnęła (około 30 milionów sprzedanych egzemplarzy mówi samo za siebie), w końcu "True Blue" to wręcz kopalnia przebojów, które przez dłuższy czas nie schodziły z list przebojów. Czy jednak Madonna poszła na łatwiznę i nagrała kopię swojej poprzedniej płyty? Na to pytanie postaram się odpowiedzieć w dzisiejszej recenzji.

Druga płyta Madonny pełna była infantylnych, momentami kiczowatych utworów (na czele z "Material Girl"), których słucha się dzisiaj z przymrużeniem oka. Pomimo tego że "Like A Virgin" nie jest albumem wysokich lotów, to odegrał znaczącą rolę w muzyce popularnej. Dobrze jednak, że Madonna nie postanowiła pozostać tylko przy takiej stylistyce. Wokalistka zadbała o trochę inne grono producentów i wyszło to jej zdecydowanie na dobre. Jednak Stephen Bray, który towarzyszył Amerykance przy sesjach nagraniowych drugiej płyty, tutaj również dodał swoje trzy grosze. "True Blue" to zestaw dziewięciu popowych kawałków, spośród których najwięcej jest tych lekkich i tanecznych, ale mamy tutaj też coś bardziej ambitniejszego. Utwory na "True Blue" są dużo bardziej dopracowane i ich wielokrotne odtworzenie nie powoduje uczucia irytacji. Myślę, że na tej płycie Madonna obrała bardzo dobry kierunek. Na uwagę zasługuje też fakt, iż wokalistka śpiewa tutaj dużo lepiej, słuchanie jej już tak nie drażni jak to było wcześniej.


Na pierwszy ogień idzie "Papa Don't Preach", które rozpoczyna się dźwiękami skrzypiec. Jest to niezła zmyłka, bowiem cały utwór jest utrzymany raczej w szybszym tempie. Co do tekstu, to porusza on problem aborcji - warto mu się przyjrzeć. Może on niektórym nieco gryźć się z melodią, ale myślę, że gdyby była to ballada, mało kto zwróciłby na nią uwagę. Do kolejnego utworu zawsze podchodziłam z obojętnością i raczej już to się nie zmieni. "Open Your Heart" jest lekkim, rytmicznym numerem, który niestety niczego ciekawego nie oferuje. Podobny stosunek mam do "White Heat". Jak dla mnie to zbyt mdły i niezbyt wciągający numer. Jak dobrze, że w następnej kolejności otrzymujemy jakiś przyzwoity moment. A nawet więcej niż przyzwoity! "Live To Tell" to przejmujący, nieco smutny utwór. Pełen napięcia i bardzo dobrze zaśpiewany. Z całym przekonaniem mogę zaliczyć "Live To Tell" do grona najlepszych ballad Madonny. Na pewno za swój niepowtarzalny klimat, ale również za tekst.

Trochę byłoby dziwne, gdybyśmy po takiej balladzie otrzymali kolejną wolną piosenkę. Dlatego też następnym utworem jest dynamiczne "Where's The Party". To poprawny, taneczny numer, nad którym nie ma sensu długo się rozwodzić. Tytułowe "True Blue" urzeka mnie swoim lekkim, beztroskim klimatem. Głos Madonny brzmi słodko, ale oczywiście w pozytywnym sensie. Może i całość jest lekko infantylna, to nie sposób się tej piosence oprzeć. Szalenie pozytywna. Utrzymany w latynoskim brzmieniu utwór "La Isla Bonita" zna chyba każdy. To jeden z moich faworytów na tej płycie, uwielbiam jego lekki, wakacyjny klimat. Końcówka płyty za bardzo nie zaskakuje, gdyż jest po prostu utrzymana w miłym, nieabsorbującym klimacie. Wystarczy wskazać zbyt plastikowe "Jimmy, Jimmy" czy nieco lepsze, ale nie zachwycające "Love Makes The World Go Round".

Madonna ma na swoim koncie płyty koszmarne, średnie a także te cechujące się wysokim poziomem. Do tej drugiej grupy mogę zdecydowanie zaliczyć "True Blue". Nie jest to idealny krążek, posiada sporo niedociągnięć, ale umocnił pozycję wokalistki na rynku muzycznym i wylansował naprawdę sporo hitów. Dzisiaj słucha się go z dużym sentymentem, ciężko nie uśmiechnąć się, gdy w głośnikach lecą tak lekkie i przyjemne melodie. Amerykanka spróbowała nowych rzeczy, które również znalazły swoje odbicie na następnej płycie.

Ocena: 6/10

12 komentarzy:

  1. W sumie to nie lubię za bardzo Madonny. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię Madonnę z jej czasów świetności:)

    OdpowiedzUsuń
  3. I love it! Thanks for sharing! :) Happy New Year!

    P.S. What do you think about following each other? I'd be really glad if you wanted to! :) Let me know x
    Tina

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo fajna okladka Madonny plyty, a ta plyta jest na prawde dobra, swietna plyta duzo hitow hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Lubię jej niektóre piosenki ;dd

    OdpowiedzUsuń
  6. Do tej pory Madonna mnie nie oczarowała, ale chciałabym kiedyś lepiej poznać jej muzykę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wracam nie wiadomo jak często do tej płyty, ale mam do niej sentyment.
    Uwielbiam zdjęcie z okładki <3

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszy album Madonny, który mi się tak naprawdę spodobał. Dopiero po nim ją polubiłem, a "Live to Tell" jest przepiękne :)

    Zapraszam na wyniki #Vilppus2013 Awards @ http://Fizzz-Reviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobra płyta z czasów jej jej czasów świetności :D
    Zapraszam do http://muzycznomaniaa.blogspot.com/ na nową notake

    OdpowiedzUsuń
  10. nie moje klimaty, nie lubie ;d

    OdpowiedzUsuń
  11. madonna niby znana a mało lubiana,niektóre utwory nawet całkiem

    OdpowiedzUsuń
  12. Muszę w końcu poznać ten album :)

    OdpowiedzUsuń