Archiwum

Recenzja albumu Beyoncé "Beyoncé"

1. Pretty Hurts
2. Haunted
3. Drunk In Love
4. Blow
5. No Angel
6. Partition
7. Jealous
8. Rocket
9. Mine
10. XO
11. ***Flawless
12. Superpower
13. Heaven
14. Blue

Końcówka roku to dla wielu osób czas podsumowań - w tym także muzycznych. Gdy już większość muzycznych portali podzieliła się swoimi rankingami najlepszych albumów i piosenek 2013 roku, nieoczekiwanie światło dzienne ujrzał najnowszy krążek Beyoncé. Bez żadnych zapowiedzi i informacji oraz podsycających atmosferę singli artystka pokusiła się o wydanie swojej piątej płyty. Co najważniejsze, wzbudziła ona ogromne zainteresowanie i wręcz sprzedaje się jak świeże bułeczki. Taki czyn jest niemożliwy dla wielu artystów. Możemy więc uznać, że pod względem komercyjnym płyta osiągnęła sukces. Jak z kolei prezentuje się muzyczna strona longplaya? Minęło parę tygodni od pamiętnego 13 grudnia, emocje opadły, a ja dopiero teraz postanowiłam podzielić się własną recenzją tej płyty.

Artystka zatytułowała swoją płytę po prostu "Beyoncé" i przyozdobiła minimalistyczną, niczego nie obiecującą okładką, po której nie wiadomo czego się spodziewać. W zeszłym roku otrzymaliśmy kilka płyt sygnowanych nazwiskiem/imieniem artysty - wystarczy wspomnieć m.in. Avril Lavigne, Ciarę, Paramore czy Demi Lovato. Taki zabieg zawsze przykuwa moją uwagę i rodzi nadzieję na jakiś przełom. Jedne z tych płyt zawiodły, inne nie. Jak to jest w przypadku wokalistki? Płyta jest prawdziwą gratką dla fanów Amerykanki - nie dość, że znalazło się na niej aż czternaście świeżutkich kompozycji, to do każdej z nich został nakręcony teledysk (tzw. visual album). Zanim przejdę do omówienia strony muzycznej tego albumu, powiem parę słów na temat ostatniego wydawnictwa wokalistki. Na "4" zaserwowała słuchaczom głównie klasyczne rhythm and bluesowe ballady, które tworzyły bardzo solidną, spójną całość. Krążek był dowodem na to, że Beyoncé nie podąża za trendami i kieruje się własnymi upodobaniami muzycznymi. Jej najnowszy album to kolejne dopracowane dzieło. Czy płyta jest dla przełomem w jej karierze? Amerykanka może i nie zmieni nią oblicza muzyki, ale dba o swój rozwój i nie stoi w miejscu. Pod względem muzycznym nie uświadczymy tutaj na pewno przełomu ani żadnych zmian w brzmieniu - Beyoncé wciąż obraca się w stylistyce, która pasuje do niej najlepiej, czyli R&B+pop+soul+hip hop, nie gardzi też elektroniką. Wszystko jest bardzo wyważone i swobodne, słychać, że wokalistka miała nad każdym utworem pełną kontrolę i żaden z nich nie pełni roli typowego zapychacza.


Na albumie jest aż czternaście utworów, więc nie będę przyglądać się dokładnie każdemu, bo to zajęłoby wieczność. Może zacznę od piosenek, które zainteresowały mnie w pierwszej kolejności. Moim absolutnym faworytem jest utwór "Drunk In Love", w którym gościnnie pojawia się Jay-Z. Jak to jest, że każdy nagrany z nim kawałek prezentuje wysoki poziom (przynajmniej ja jestem fanką ich kolaboracji)? Uwielbiam w nim nieco orientalny początek, uwielbiam elektroniczne smaczki, uwielbiam moment, gdy Beyoncé rapuje i olśniewa swoim mocnym głosem. A wstawka Jay'a to wisienka na torcie. Mogłabym słuchać go w kółko. Gdy po raz pierwszy przejrzałam tracklistę płyty, moją uwagę przykuł utwór nagrany z Frankiem Oceanem. Wokalista zachwycił mnie swoją solową płytą, więc byłam naprawdę ciekawa, jak wypadła jego kolaboracja z Beyoncé. Po pierwszym przesłuchaniu "Superpower" miałam mieszane uczucia, ale teraz słucham go z niezmienną ciekawością. Jest stonowany, nieprzekombinowany i intymny, bardzo w stylu Franka. Nie sposób uwolnić się od niebywale zmysłowego "Partition". Pierwsza część utworu (Yoncé) jest bardzo hip hopowa, potem przechodzimy w część dużo bardziej charakterystyczną. Na początku kawałek wydawał mi się chaotyczny, ale teraz praktycznie nic mi w nim nie przeszkadza - no, może ostatecznie pozbyłabym się wypowiedzianej po francusku końcówki. Umiejscowienie na początku albumu utworu "Pretty Hurts", a na końcu "Blue" raczej nie jest dziełem przypadku. Pierwszy z nich to mocna, dynamiczna kompozycja, która porusza bardzo ważny temat pogoni za perfekcją w wyglądzie. Ta pozycja jest też zapowiedzią tego, że płyta jest o czymś, pod względem liryki nie ociera się o banał. Natomiast "Blue" o ograniczonej aranżacji wydaje się być bardzo ważnym utworem dla wokalistki - w końcu opowiada o jej córeczce Blue Ivy, pojawiającej się zresztą w tym utworze. To naprawdę ładne zakończenie płyty.

Singlowe "XO" to przebojowy, pozytywny, idealny na koncerty numer. Nie wypada banalnie, a ciekawie i wciągająco. I w dodatku ta chrypka Beyoncé... Czego chcieć więcej? Natomiast "***Flawless" podoba mi się tylko częściowo. Najpierw mamy zabarwiony elektroniką kawałek Bow Down, przemówienie nigeryjskiej pisarki Chimamandy Ngozi Adiche, a dalsza część jest hip hopowa, utrzymana w bardzo wyrazistym, trochę mrocznym klimacie. Niektóre momenty za bardzo kojarzą mi się z Rihanną i M.I.A., ale ogółem utwór mogę ocenić na plus. Na pewno zwraca uwagę. "Haunted" ma bardzo hipnotyzujący wstęp (Ghost), który poraża elektryzującym dubstepowym bitem. Jednak to nie koniec eksperymentów, właściwa część utworu również intryguje użytymi dźwiękowymi patentami. Warto posłuchać też niepozornego "Jealous". Na początku utwór w ogóle mnie nie zainteresował, teraz bardzo chętnie po niego sięgam. Fajnie wypada lekko funkowe "Blow", które wyszło spod ręki Pharrella Williamsa oraz zadziorne "Rocket" nawiązujące do soulowej klasyki. To ta lepsza strona płyty. Są niestety momenty, które nieco przynudzają i ciężko nie wcisnąć przycisku przewiń. Zbyt wielkiego wrażenia nie robią na mnie zbyt mdłe "Mine" w duecie z Drake'em (wstawka wokalisty jest wręcz drażniąca) czy klasyczne "Heaven". Jeśli chodzi o wokalistkę, to zdecydowanie wolę jej wyrazistsze kawałki. Kto jednak wielbi delikatną stronę artystki, powinien być usatysfakcjonowany tymi kompozycjami.

Jeśli chodzi o środowisko muzyki popowej, to czołowe wokalistki tego gatunku wydały w 2013 roku albumy, które, delikatnie mówiąc, zawiodły (nazwisk nie będę przytaczać, gdyż większość osób domyśla się o kogo chodzi). Na szczęście z pomocą przyszła Beyoncé - jej nowa płyta to pakiet zróżnicowanych i rozbudowanych kompozycji. To niewątpliwie ważny moment w karierze wokalistki. Nie przegapcie tego wydawnictwa!

Ocena: 7/10

23 komentarze:

  1. Najlepszą niespodzianką, a zarazem hiciorem z płyty jest utwór bonusowy "Grown Woman". Zaśpiewany z takim luzem i z taką dozą subtelności, seksapilu.
    Teledysk równie świetny. Patrzę na Beyonce jak była mała dziewczynką, nastolatką i dojrzałą kobietą. Jak tańczy, jak się uśmiecha, jak bardzo jest wesoła i sam czuję się szczęśliwy. Bije od niego jakaś taka mega pozytywnie nakręcająca energia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jak na razie przesłuchałem tę płytę raz i mam co do niej mieszane uczucia. Muszę przesłuchać ją więcej razy i w końcu napisać swoją recenzję. Tak samo miałem z '4', którą w końcu bardzo polubiłem :)
    Nowa recenzja albumu 'Britney Jean' na moim blogu: http://badhejamie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie początkowo duety ("Drunk In Love", "Superpower" i "Mine") budziły mieszane uczucia, ale dałem im szansę i teraz nie mam do nich zastrzeżeń :p A "Blow" to takie takbardzoTimbaland :3 Wielbię tę płytę, choć złapałem też (znowu) fazę na "4" :D

    OdpowiedzUsuń
  4. hej na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest nowe notowanie serdecznie zapraszam do głosowania :) bardzo lubie beyonce :) wszystkie piosenki ma fajne :) moja ulubiona jest z shakira beautiful liar :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ehh.. chyba nie mam wyboru i muszę przesłuchać.

    Zapraszam na nową recenzję na blogu namuzowani.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Świetna recenzja, świetna płyta :)
    Choć jak dla mnie trochę za droga - kupuje płyty z tańszych półek cenowych :D choć jeśli coś mi się spodoba to nie przejdę obojętnie, i kupię :D
    Fajny blog :)
    Chcesz wziąć udział w konkursie? Zapraszam - drugi link :)
    mlwdragon.blogspot.com
    historiaadam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo dobra recenzja. Mam plytke i rowniez uwazam ze jest genialna. Ze wzgledu na klipy jabym plyte ocenil nieco wyzej - pokusilbym sie o 8 a nawet 9. Nie 10 za Mine i Heaven hot-hit-lista.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. W wolnej chwili może przesłucham :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie przepadam za twórczością Beyonce. Pojawił się teledysk do "Haunted", w którym są sceny skopiowane z teledysków Madonny, takich jak "Justify My Love" czy "Hollywood". CZEKAM NA RECENZJĘ "ABBEY ROAD" :). U mnie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. przyznam szczerze, że nic poza "Drunk in love" nie słuchałam, ale ten kawałek jest świetny, dlatego zaraz przesłucham resztę :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie rowniez bardzo mile zaskoczyla. Nigdy wielkim fanem Beyonce nie bylem, ale ten album naprawde mi sie podoba. I nie dziwi mnie tak wysoka twoja ocena.

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeszcze żadnej piosenki z tej płyty nie słyszałam. ^^

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie miałam jeszcze okazji posłuchać płyty ale po piosence XO która bardzo mi się podoba muszę przesłuchać płytę.
    Nowe Notowanie na http://mybestmusic.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  14. No niestety ale ja jestem ogromną fanką Beyonce i dla mnie ta płyta jest ganialna!!!<3

    OdpowiedzUsuń
  15. Jej najlepsza płyta od czasów "Dangerously...". Okładka fajna, minimalistyczna. Wiesz, jakie zdjęcie jest ponoć pod tą okładką ukryte w wydaniu ze sklepu?
    Takie: http://beyonce.com.pl/photos/displayimage.php?album=3289&pid=94825#im=0

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm.. jakby nie mogła wybrać czegoś mniej wyuzdanego :P

      Usuń
  16. Pretty Hurts, Ghost + Haunted, Yonce + Partition, XO oraz Heaven to dla mnie takie killery, dosłownie zabiły większość zeszłorocznych piosenek :D Resztę też uwielbiam.

    Nowa recenzja: "Ten" Gabriella Cilmi @ http://Fizzz-Reviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Jestem ciekawa tej płyty, w końcu kiedyś się było wielką fanką Beyonce :P

    OdpowiedzUsuń
  18. Nigdy nie byłam fanką Beyonce, ale parę jej utworów mi się podobało, jednak nigdy nie byłam zainteresowana przesłuchaniem jej płyt w całości. Nie inaczej jest z tym albumem, głównie przez to, że słyszałam z 2-3 utwory i nie przypadły mi do gustu...

    OdpowiedzUsuń