Archiwum

Recenzja albumu Yeah Yeah Yeahs "Mosquito"

1. Sacrilege
2. Subway
3. Mosquito
4. Under The Earth
5. Slave
6. These Paths
7. Area 52
8. Buried Alive
9. Always
10. Despair
11. Wedding Song


Amerykańska grupa Yeah Yeah Yeahs nigdy nie spieszyła się z wydawaniem kolejnych krążków. Chociaż ich działalność rozpoczęła się w 2000 roku, do tej pory nagrali tylko cztery albumy. Jednak miłośnicy zespołu nigdy nie mogli narzekać na to, że otrzymują odgrzewane kotlety. Każde z wydawnictw zaskakiwało i przynosiło pewne zmiany. Na czwartą płytę Amerykanów przyszło fanom czekać długie cztery lata. Czy ten czas muzycy wykorzystali efektywnie i przygotowali solidny, dojrzały longplay?

Na "It's Blitz!" muzycy poszli w taneczne, momentami dyskotekowe klimaty, jednocześnie pokazując swoją delikatniejszą naturę, prezentując kilka wolniejszych kawałków (których moim skromnym zdaniem było trochę za dużo). Jedak takie utwory jak "Dull Life", "Heads Will Roll" czy "Zero" często goszczą na mojej playliście. Energiczne aranżacje w połączeniu z zadziornym wokalem Karen O. dały razem bardzo udany efekt. Widząc chęć zespołu do zmiany swojego brzmienia, ciekawa byłam, czy na najnowszym krążku doświadczymy kolejnych metamorfoz. Jak właściwie prezentuje się czwarty krążek nowojorczyków? "Mosquito" to dzieło jeszcze bardziej wyważone od swojego poprzednika. Jest tu zdecydowanie za spokojnie i mało energicznie jak na ten zespół, przy czym użyto zbyt wielu różnorakich środków, które niestety nie stworzyły spójnej całości. Wrażenie chaosu dodatkowo obniża jakość tej płyty. Każdy kawałek został ozdobiony pierwiastkiem elektroniki. Wygląda na to, że Amerykanie zaprzyjaźnili się z tym gatunkiem na dłużej. Czasem usłyszymy gitarowe momenty, jednak mało który utwór zapada z pamięć. Po przesłuchaniu płyty nie mam ochoty, by włączyć ją ponownie. Przerost formy nad treścią?


"Sacrilege" to podszyty elektroniką kawałek o umiarkowanym tempie, który powoli nabiera na sile. Zbytnio mnie nie zachwycił, ale bardzo zaskoczył nieco gospelową końcówką. Znowu coś nowego w muzyce Yeah Yeah Yeahs. Na tej i ostatniej płycie muzycy zdecydowanie wiele stracili ze swojej zadziorności i poszli w momentami miałkie brzmienie. Przykładem może być nudne jak flaki z olejem "Always", które ciągnie się w nieskończoność. Nie przekonuje mnie zbyt subtelne "Subway" - jak dla mnie powinno być krótsze co najmniej o połowę. Podobnie mogę ocenić "Wedding Song". Skromny akompaniament, rozmarzony wokal, łagodna melodia to elementy, które czynią tę kompozycję idealną na posłuchanie przed snem. Kto jednak polubił minimalistyczne utwory z poprzedniego krążka, te wymienione powyżej powinny go zadowolić. Promykiem nadziei jest głośniejsze i mocniejsze "Area 52", w którym Karen O. w końcu może pochwalić się wokalem. Gitarowo-elektroniczna aranżacja tutaj wypada całkiem przyzwoicie pomimo małej chaotyczności.

Lubię tytułowe "Mosquito", które przypomina nam energię, którą zespół zarażał słuchaczy na pierwszych płytach. Nawiązujący do twórczości Depeche Mode utwór "Slave" to owiana tajemnicą i dość intrygująca pozycja, w której niezwykle podoba mi się gitarowy podkład. Jak dla mnie jeden z ciekawszych kawałków na tej płycie. "Under The Earth" oraz "These Paths" to chyba najbardziej eksperymentalne momenty na "Mosquito". Dużo w nich ciekawych elektronicznych dźwięków, które na początku mogą wydawać się dziwaczne i nie pasujące do siebie. Jednak przy bliższym poznaniu zdecydowanie zyskują, a przede wszystkim drugi z utworów - na uwagę zasługuje jego niepokojący klimat. Poddane komputerowej obróbce wokale muzyków wypadają bardzo efektownie. Mocnym punktem jest "Buried Alive", w którym gościnnie pojawia się raper o pseudonimie Dr. Octagon. Gitarowe dźwięki w połączeniu z hip-hopem tworzą wciągającą, nieco mroczną całość. Pełen napięcia utwór "Despair" powoli nabiera rozpędu, by zachwycić nas wspaniałą końcówką.

Do tej pory żadne z wydawnictw Yeah Yeah Yeahs nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia. Na każdej płycie parę utworów oceniam bardzo pozytywnie, inne z kolei są mało dopracowane i kompletnie do mnie nie trafiają. Z czwartym krążkiem zespołu mam bardzo podobnie. Pochwalić mogę chęć zespołu do rozwijania się, jednak sądzę, że powinien popracować on jeszcze nad spójnością swoich albumów i rozważnym dobieraniem repertuaru. Bo po przesłuchaniu ich krążka czuć niedosyt. I to duży. Warto rzucić uchem? Na pewno można, ale jest sporo innych (dużo lepszych) wydawnictw, którym warto przyjrzeć się dokładniej.

Ocena: 5/10

14 komentarzy:

  1. Też nieszczególnie za nimi przepadam, nie mają tego "czegoś" :p

    Nowa recenzja (Within Temptation "Hydra") http://fizzz-reviews.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka dziwna. Zespołu nie znam i chyba nie poznam, bo to nie moja bajka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam pierwszy album Yeah Yeah Yeahs - naprawdę świetne dance-punkowe wydawnictwo, jeden z najlepszych debiutów XXI wieku. Z nowej płyty kojarzę tylko "Sacrilege" i bardzo mi się spodobał ten utwór. Jednak widziałem wiele negatywnych recenzji "Mosquito", więc po całość albumu nie sięgnąłem i chyba nie sięgnę, skoro tak kiepsko oceniłaś.

    Zapraszam na nową notkę: http://kakofoniczny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. nie moja muzyka ale bardzo fajna kosmiczna okladka
    // www.hot-hit-lista.blogspot.com NN

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie znam tego zespołu. A ta okładka rzeczywiście dziwna ;p

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapraszam na nowy post http://magdalenatul.blog.pl/
    Ps.
    Nigdy wcześniej nie słyszałam o tym zespole.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie znam zespołu a okładka krążka nawet fajna :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Znam od nich tylko kilka utworów, ale "Mosquito" na razie sobie podaruję.

    OdpowiedzUsuń
  9. Z YYY bardzo lubię tylko pierwszą płytę, 'Mosquito' słuchałem, ale już go nie pamiętam, więc i tym razem nic się z moim gustem nie zmieni...

    Zapraszam na nowości :) : http://pudlozplytami.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej na www.listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest nowe notowanie serdecznie zapraszam do głosowania :) niestety nie znam nikogo takiego :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Nigdy nie słyszałam o tym zespole a okładka jest mało zachęcająca.
    NN na http://mybestmusic.blog.pl/ zapraszam

    OdpowiedzUsuń
  12. Zespół kojarzę, ale nie znam jeszcze żadnej ich płyty. Myslę jednak, że zespól nadaje się do jednego odcinka "Grupowego abecadła" pod literkę Y ;)

    Ładny nowy wygląd bloga.

    Nowe wydanie muzycznego magazynu "MadHouse" na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  13. Zapraszam na nowy post --> http://magdalenatul.blog.pl/
    Ps.
    Świetne zmiany na blogu. Niestety nie znam tego zespołu.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie znam :x

    Zapraszam na nową notkę na blogu http://namuzowani.blog.onet.pl :)

    OdpowiedzUsuń