Archiwum

Recenzja albumu Tori Amos "Unrepentant Geraldines"

1. America
2. Trouble's Lament
3. Wild Way
4. Wedding Day
5. Weatherman
6. 16 Shades Of Blue
7. Maids Of Elfen-Mere
8. Promise
9. Giant's Rolling Pin
10. Selkie
11. Unrepentant Geraldines
12. Oysters
13. Rose Dover
14. Invisible Boy

Tori Amos jest tytanem pracy - zwykle nie robi sobie zbyt długich przerw między kolejnymi albumami, a jej twórczość budzi przeróżne emocje. W jej dyskografii możemy wyróżnić płyty rewelacyjne, potrafiące zaczarować słuchacza, ale i wydawnictwa nieco gorsze, powielające podobne brzmienie i klimat. W moim odczuciu dwa ostatnie dzieła Amerykanki nie były zbyt wysokich lotów. Miałam obawy, że artystka nieprędko wróci do formy - jednak utwór "Trouble's Lament", czyli pierwszy singiel z nowej płyty, skutecznie te obawy rozwiał i zdecydowanie zaostrzył mój apetyt na całą płytę. Pełna ciekawości i dobrego nastawienia podeszłam do odsłuchu krążka. Zawiodłam się czy może wręcz przeciwnie - spełnił moje oczekiwania?

We wstępie wspomniałam o dwóch poprzednich płytach Tori. Warto je tutaj przywołać, aby porównać ich brzmienie z płytą "Unrepentant Geraldines". Różnica jest, i to znacząca. Na "Night Of Hunters" oraz "Gold Dust" wokalistka poszła w kierunku klasycznej muzyki, a w przypadku drugiej z płyt chcąc ukazać swoje stare piosenki w nowych aranżacjach, skorzystała nawet z pomocy holenderskiej orkiestry Metropole, która nadała dźwiękom bardziej podniosłego charakteru. Natomiast nowy krążek można w skrócie opisać jako powrót do pierwszych dzieł artystki, na których dominował alternatywny pop wymieszany z klimatycznym rockiem. Amerykanka nawiązuje do swoich korzeni, jednak udało jej się stworzyć płytę świeżą, nie stanowiącą kopii pierwszych wydawnictw. Kto ceni sobie takie albumy jak "From The Choirgirl Hotel" czy "Under The Pink", powinien być nowym longplayem Tori w pełni usatysfakcjonowany. Utwory nagrane są przede wszystkim przy akompaniamencie fortepianu, skrzypiec, jednak zdarzają się również nieco nowocześniejsze momenty.


"Unrepentant Geraldines" rozpoczyna się klasyczną balladą "America". Ktoś mógłby stwierdzić - nic specjalnego. Jednak wsłuchując się w nią głębiej, możemy usłyszeć piękne celtyckie dźwięki, mogące kojarzyć się z twórczością Kate Bush. W tym wdzięcznym utworze niesamowicie podoba mi się delikatny wokal Tori, subtelnie dopełniający równie spokojną aranżację. Singlowe "Trouble's Lament" już na początku otrzymało ode mnie słowa pochwały. Kompozycja zwraca uwagę już od pierwszego odsłuchu - akustyczne, ale wyraziste brzmienie zostało dopełnione barwnym wokalem i różnymi smaczkami w postaci dźwięków flamenco. Następujące po niej "Wild Way" jest łzawą balladą, przy której nie sposób nie zatrzymać się choćby na chwilę. Oprócz niej świetnych momentów jest tutaj naprawdę wiele - wystarczy wspomnieć o lekko gitarowym "Wedding Day". Kolejny numer, w którym warto zwrócić uwagę na wspaniałą wokalną interpretację Amos. Aż chce się śpiewać razem z nią. Przesłuchując cały album można docenić to, że wokalistka wykorzystuje proste środki, jakimi są m.in. fortepian oraz nieprzekombinowany, ale emocjonalny wokal. Przykładem tego mogą być kolejne w zestawie ballady - "Weatherman" czy "Selkie".

Początkowo nie zwracałam uwagi na "16 Shades Of Blue". Teraz mogłabym słuchać tej kompozycji non stop. Mamy tutaj do czynienia z prostą na pozór aranżacją, lekko dopieszczoną jazzującymi klawiszami i trip-hopowymi dźwiękami, które są czymś nowym w muzyce Tori. Celtyckie, wspaniale brzmiące "Maids Of Elfen-Mere" wypada całkiem dobrze, jednak większym zaskoczeniem jest utwór "Promise", w którym Tori śpiewa wraz ze swoją 13-letnią córką Na­ta­shyą. Ta soulowa pozycja jest nie tylko bardzo emocjonalna, ale i niezwykle naturalna. Folkowe "Giant's Rolling Pin" zawiera beatlesowskie inspiracje, czarująca ballada "Oysters" przykuwa uwagę swoim klimatem (jednak można przyczepić się do tego, że jest trochę za długa), w "Rose Dover" mamy do czynienia ze zmianami tempa - zwrotki są spokojne i subtelne, lecz momentami pojawiają się skoczne, nieco musicalowe dźwięki. Tytułowe "Unrepentant Geraldines" ma podstawy do tego, by otrzymać tytuł jednego z lepszych utworów na płycie. Bogactwo aranżacyjne, melodyjny, fajnie rozpędzający się refren i fortepianowe momenty to niewątpliwe atuty tego kawałka. Ostatnie na liście "Invisible Boy" wyróżnia się kameralnym, bardzo intymnym klimatem. Obyśmy otrzymywali więcej tak niewymuszonych kompozycji od Tori Amos.

Brzmienie jakie znajdziemy się na dzisiaj zrecenzowanym albumie, cenię sobie od pani Amos najbardziej, więc mam nadzieję, że pozostanie w takich klimatach. W końcu takie kompozycje wychodzą jej chyba najlepiej. "Unrepentant Geraldines" jest płytą dla tych, co cenią sobie w muzyce piękne, klimatyczne melodie, okraszone pięknym kobiecym wokalem. Wspaniałe jest to, że artystka nie poddaje się trendom i pozostaje przy swoim brzmieniu - to się bardzo ceni. Album z pewnością przypadnie do gustu wiernym fanom wokalistki, z kolei osobom nie mającym wcześniej styczności z jej twórczością może nie za bardzo przypaść do gustu.

Ocena: 7/10

7 komentarzy:

  1. Może wstyd się przyznać, ale nie słuchałam jeszcze ani jednej jej płyty. Tori kojarzy mi się jednak z Kate Bush.

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. niezwykle swietny naglowek, lubie Tori i uwazam ze nagrala swietna plyte milo sie slucha
    // www.hot-hit-lista.blogspot.com ruszylo glosowanie na HOT-HIT Awards 2014

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam tej piosenkarki. Świetna recenzja.

    Zapraszam na nowe wydanie POUR THE MUSIC.
    http://pour-the-music.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  4. Od jakiegoś czasu mam w planach zapoznać się z jej twórczością, album przesłucham w najbliższym czasie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie kojarzę artystki niestety.
    U mnie http://muzycznomaniaa.blogspot.com/ nowe notowanie

    OdpowiedzUsuń
  6. Chyba nie słyszałam o niej wcześniej, ale przesłucham sobie jej album, Twoja recenzja mnie zachęciła, a myślę, że te klimaty mogą mi przypaść do gustu :)

    OdpowiedzUsuń