Archiwum

Recenzja albumu Broken Bells "Broken Bells"

1. The High Road
2. Vaporize
3. Your Head Is On Fire
4. The Ghost Inside
5. Sailing To Nowhere
6. Trap Doors
7. Citizen
8. October
9. Mongrel Heart
10. The Mall & Misery



Bardzo cenię sobie działalność producencką Danger Mouse'a. Z jego solową twórczością nie jestem w pełni zaznajomiona (oprócz świetnego albumu "Rome" nagranego wraz z Danielle Luppi), ale z chęcią sięgam po płyty innych artystów, nad którymi sprawował swoją pieczę. Zauroczyło mnie między innymi dzieło "Little Broken Hearts" Norah Jones oraz nowa odsłona The Black Keys, na które miał wpływ ten pracowity producent. Ciekawym projektem, w który również się zaangażował, jest duet Broken Bells. Jego drugą połowę stanowi wokalista i gitarzysta James Mercer, a debiutancki krążek tych muzyków dzisiaj na celowniku.

Najważniejszym elementem płyty "Broken Bells" jest jej klimat - bardzo wyrafinowany, niesamowicie urzekający, dzięki któremu słucha się tej kojącej muzyki z ogromną przyjemnością. Mimo iż brzmienie, jakie prezentują tutaj panowie, nie jest niczym odkrywczym (alternatywny rock + indie pop + elektronika), to potrafią oni przekuć pozorną prostotę dźwięków w niezapomniane kompozycje. Z jednej strony stykamy się z delikatnymi melodiami mocno zapisującymi się w świadomości słuchacza, a z drugiej z nienarzucającą się elektroniką i wyeksponowanymi gitarami. Każda z pozycji czymś się wyróżnia i nie została pozbawiona wielu aranżacyjnych smaczków. Zagłębiając się w ten materiał i stopniowo go odkrywając, zaczyna się nabierać przekonania, że współpraca między Burtonem a Mercerem nie ograniczyła się wyłącznie do samych nagrań, ale była przede wszystkim intensywnie spędzonym czasem, w czasie którego obaj muzycy nawiązali ze sobą silną nić porozumienia, co przełożyło się na niesamowitą głębię i przestrzenność ich debiutanckiego krążka.


Całość otwiera singlowe "The High Road", w którym jesteśmy raczeni udanym i emocjonalnym wykonaniem i towarzyszącymi mu ciekawymi kombinacjami dźwiękowymi. Bardziej wprawni słuchacze dostrzegą tutaj również beatlesowskie nawiązania. Zaraz po nim następuje jeden z moich ulubieńców - "Vaporize". Delikatna i gitarowa aranżacja w towarzystwie dęciaków i rozmarzonego wokalu dzięki swojej prostocie tworzy ponad trzyminutową chwilę relaksu i błogiego stanu, które chce się ciągle przedłużać. Leniwie snujące się, okraszone ładnymi smyczkami "Your Head Is On Fire" prezentuje znaczne spowolnienie tempa. Pozycja nie zapada za bardzo w pamięć, ale na pewno wyróżnia się swoim brazylijskim klimatem. W rytmicznym "The Ghost Inside" muzycy udowadniają, że potrafią stworzyć niebanalny utwór o tanecznym posmaku. Urozmaiceniem całości jest również zabawa wokalem. "Sailing To Nowhere" to kolejne udane nagranie, łączące w sobie momenty mocniejsze i łagodniejsze, czarujące iście filmową końcówką.

Cechujące się spokojnym podkładem "Trap Doors" wprowadza w niezwykle przyjemny nastrój i jest to po prostu bardzo sympatyczny numer dobrze wpasowujący się w klimat albumu. Wybijającą się pozycją jest chwytliwe i melodyjne "Citizen", gdzie dają o sobie znać harmonie wokalne. Okraszone większą dawką energii, elektroniczne "October" łączy w sobie przyjemny podkład i kontrastujący z nim, ocierający się wręcz o histerię wokal. Całość może pochwalić się intrygującą, mroczną atmosferą. "Mongrel Heart" to mój kolejny faworyt. Atutem tego kawałka jest niesamowity, niespokojny klimat, który już od pierwszych sekund czaruje i hipnotyzuje słuchacza. Mnóstwo tutaj smaczków, które odkrywa się z każdym kolejnym odsłuchem. Broken Bells do ostatnich dźwięków trzymają poziom i nawet w ostatnim numerze na płycie stają na wysokości zadania. Wstęp do "The Mall & Misery" trzyma w napięciu i zaostrza apetyt na dalszą część kompozycji. A ta porywa swoją gitarową aranżacją i pojawiającymi się gdzieniegdzie syntezatorami.

Od utalentowanego duetu Broken Bells otrzymaliśmy spójne dzieło, będące dowodem ich możliwości producenckich, songwriterskich i kompozytorskich. Muzycy wykorzystali swoje muzyczne doświadczenie i stworzyli wielowarstwowy materiał, którego poszczególne elementy powinny ucieszyć wtajemniczonych. Chciałoby się otrzymywać znacznie więcej takich płyt.

Ocena: 7/10

1 komentarz:

  1. Z ich kolejną płytą jestem bardzo dobrze zaznajomiona.
    Debiut odtwarzany był przeze mnie na razie niewielką ilość razy.
    Tak czy inaczej liczę na kolejne wydawnictwa duetu.

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń