Archiwum

Recenzja albumu Tame Impala "Currents"

1. Let It Happen
2. Nangs
3. The Moment
4. Yes I'm Changing
5. Eventually
6. Gossip
7. The Less I Know The Better
8. Past Life
9. Disciples
10. Cause I'm A Man
11. Reality In Motion
12. Love/Paranoia
13. New Person, Same Old Mistakes

Powstałą w 2007 roku formację Tame Impala tworzy przede wszystkim wszechstronny Kevin Parker, który jednak w trakcie tras koncertowych korzysta z pomocy czterech innych utalentowanych muzyków. Australijczyk może poszczycić się udanym debiutem, jednak to drugi album wydany w 2012 roku przyniósł jego zespołowi większą popularność i zyskał sporo pochlebnych opinii ze strony krytyków muzycznych. Pochodzący z Antypodów band jeszcze do niedawna był mi nieznany. Zainteresowałam się nim przy okazji premiery jego najnowszego albumu, który będzie tematem dzisiejszego tekstu.

Oldschoolowe taneczne brzmienie na "Currents" urzekło mnie już w trakcie pierwszych odsłuchów i zachęciło do zapoznania się z poprzednimi dokonaniami Australijczyków. A na nich muzycy przenosili słuchaczy do krainy psychodelii i raczyli gitarowymi utworami stylizowanymi na starego rocka. Takie klimaty to już przeszłość, co może stanowić niemałe zaskoczenie dla fanów zespołu - na trzecim krążku sporo zmian, które wyczuwalne są już od pierwszych taktów. Surowe gitarowe riffy z "Innerspeaker" i stylistyka nawiązująca do twórczości Pink Floyd oraz The Beatles (szczególnie z okresu 1966-1969) z "Lonerism" zostały zastąpione elektroniką i syntezatorami, a jedyne, co pozostało ze starego brzmienia to psychodeliczna aura i rozmyte, charakterystyczne partie wokalne. Podczas gdy przy kompozycjach z dwóch poprzednich płyt można było w pewnym stopniu przenieść się do starych czasów, świeżutki materiał Tame Impala z powodzeniem może zdominować niejedną retro imprezę. Na jego przystępność wpływ mają głębokie basy i zapadające w pamięć, ale nie banalne refreny. Nad całością roznosi się specyficzny, nieco senny klimat, który magnetyzuje i sprawia, że każda z trzynastu kompozycji ma coś ciekawego do zaoferowania.


Całość rozpoczyna się singlowym "Let It Happen", czyli utworem niesamowicie intrygującym i świetnie definiującym brzmienie całej płyty. Muzycy za pomocą stylowych, pulsujących dźwięków budują pełną głębi i niespełna ośmiominutową kompozycję urozmaicaną przeróżnymi przeszkadzajkami. Po króciutkim, ale bardzo efektownym przerywniku "Nangs" następuje taneczne i łączące klasykę ze współczesnością "The Moment", które ma w sobie nieco radosnego pierwiastka. Warto rzucić uchem na magiczne i przenoszące słuchacza w zupełnie inną przestrzeń "Yes I'm Changing". Innym udanym trackiem jest ambientowe "Eventually" z subtelnym podkładem momentami przełamywanym mocniejszymi partiami gitary. Funkujące "The Less I Know The Better" (czy Wam też kojarzy się ze stylistyką albumu "Off The Wall" Michaela Jacksona?) to nieco dyskotekowy numer, który jednak zachowuje subtelność i zdecydowanie działa na wyobraźnię.

Dawki psychodelii w towarzystwie połamanych dźwięków, przetworzonego głosu Kevina Parkera i rozmarzonej aury uświadczymy "Past Life", natomiast utrzymany w klimacie lat osiemdziesiątych przebojowy przerywnik "Disciples" porywa za sprawą chwytliwych gitar. Eklektyczne, relaksujące "'Cause I'm A Man" usłyszałam parę razy w brytyjskim radiu i niesamowicie zapadło mi w pamięć. To mój zdecydowany hicior ostatnich tygodni - romans rhythm and bluesowej stylistyki z zadziorną, ale jednocześnie delikatną gitarą całkowicie do mnie przemówił. Nieco słabsze "Reality In Motion" gubi się wśród pozostałych utworów - można by z tej pozycji wycisnąć dużo więcej. W podobnym klimacie utrzymane jest "Love/Paranoia" intrygujące swoją wielowarstwowością. "Currents" wieńczy rewelacyjne "New Person, Same Old Mistakes", będące chwilą wytchnienia, ale zarazem posiadające swoje mocniejsze momenty. Trzeba przyznać, że Tame Impala trzymają poziom do ostatnich sekund.

Dawno nie miałam do czynienia z tak hipnotyzującym albumem. Kevin Parker jako świadomy artysta napisał i wyprodukował fascynujący materiał, który nie sposób nie docenić - wyraźnie da się wyczuć ogrom pracy i pasję, jakie zostały włożone w jego powstanie. "Currents" cechuje się ogromną swobodą i świeżością, a w każdym utworze wręcz roi się od dźwiękowych smaczków. To zdecydowanie jeden z moich faworytów tegorocznych wakacji.

Ocena: 8/10

2 komentarze:

  1. Zajebisty album! Póki co ma pewne miejsce w TOP 5 płyt tego roku

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli "Eventually" jest ambientowe, to słuchaliśmy zupełnie innych albumów.

    OdpowiedzUsuń