2. Shakermaker
3. Live Forever
4. Up In The Sky
5. Columbia
6. Supersonic
7. Bring It On Down
8. Cigarettes & Alcohol
9. Digsy's Dinner
10. Slide Away
11. Married With Children
Oasis to brytyjska grupa rockowa założona w 1991 roku Manchesterze przez Liama Gallaghera, Paula "Guigsy" McGuigana, Paula "Bonehead" Arthursa oraz Tony McCarrolla. Do zespołu wkrótce dołączył starszy brat Liama, Noel Gallagher. Już po premierze pierwszej płyty muzycy zyskali popularność, a słuchacze zachwycili się ich charakterystycznym stylem. Formacja zgromadziła nie tylko rzesze wiernych fanów, ale i miała sporo przeciwników. Do dnia dzisiejszego Oasis udało się sprzedać 80 mln albumów na całym świecie. Zespół po wielu nieporozumieniach między członkami zakończył swoją działalność w 2009 roku, co było szokiem na ogromnej ilości osób. Na szczęście po Oasis pozostały świetne albumy, zwłaszcza te z początków kariery. O jednym z nich będzie mowa dzisiaj.
Debiutancki album Oasis "Definitely Maybe" miał swoją premierę w 1994 roku i okazał się sukcesem. Tuż obok kolejnego "(What's The Story) Morning Glory?" stanowi bardzo ważne wydawnictwo muzyczne lat 90. Oasis był jednym z zespołów, który wprowadził do muzyki nowy nurt, nazwany britpopem. Niektórym z was termin ten może być nieznany, więc postaram się trochę go przybliżyć. Britpop to jeden z najbardziej popularnych nurtów muzycznych w latach 90., można określić go jako podgatunek rocka alternatywnego. Powstał pod wpływem inspiracji brzmieniem takich zespołów jak The Who, The Beatles, The Smiths czy The Jam. Na "Definitely Maybe" właśnie ten gatunek dominuje, a każdy numer to porcja porządnego brytyjskiego, rockowego grania. Muzyka Oasis jak dla mnie jest idealna na wakacje. Beztroski klimat piosenek, charakterystyczne gitary i urzekające melodie kojarzą mi się z tą porą roku.
Już od pierwszych sekund muzycy z Oasis raczą nad dawką energetycznych melodii. W "Rock 'N' Roll Star", jak można wywnioskować po tytule, mamy do czynienia z prawdziwie rock and rollowym graniem. Kolejne "Shakermaker" zawiera w sobie wpływy The Beatles (niektóre gitarowe zagrywki i sposób śpiewania). W efekcie powstał przyzwoity numer, który powoli się rozkręca, ale jest to rekompensowane poprzez progresywne melodie. "Digsy's Dinner" to numer z pazurem, który jednak niestety gdzieś umyka wśród pozostałych. Mimo to jest wart przesłuchania. Podobnie sprawa wygląda z "Married With Children". Ta spokojna, akustyczna propozycja ukazuje Oasis ze spokojniejszej strony. Być może dlatego umieszczono ten utwór na samym końcu - po dawce dynamicznego grania otrzymujemy chwilę wytchnienia w postaci skromniejszej pozycji. "Up In The Sky" posiada bardzo przyjemną melodię i podobnie jak każdy utwór na "Definitely Maybe", ma w sobie coś, co przykuje uwagę słuchacza. Ogólnie rzecz biorąc, nie ma na tym albumie słabego punktu. Każda piosenka jest warta odsłuchu.
"Slide Away", "Live Forever" i "Columbia" to wręcz epickie utwory. Z tego trzypiosenkowego zestawu największą miłością darzę pierwszą pozycję. "Slide Away" to najjaśniejszy moment na albumie. Zdecydowane gitary, piękny tekst o miłości i pewny głos wokalisty to elementy, które sprawiły, że ta kompozycja szybko zapadła mi w pamięć. Moim marzeniem byłoby usłyszeć ten utwór na żywo - jednak możliwe, że się już ono nie spełni. Jaka szkoda, że utwór ten nie został singlem i nie powstał do niego teledysk. Drugi z wymienionych kawałków to kolejny dowód na talent muzyków. "Live Forever" już od pierwszych taktów porywa, a całości słucha się z ogromną przyjemnością. Kawałek o umiarkowanym tempie, lecz z pazurem w postaci charakterystycznych dla Oasis gitar. Nic więc dziwnego, że singiel okazał się niebywałym sukcesem i z powodzeniem piął się po brytyjskich notowaniach. "Columbia" to kolejne mocne uderzenie. Nie potrafię wskazać słabego punktu w tej kompozycji. Uwielbiam w szczególności zwrotki, w których Noel zachwyca swoim mocnym wokalem.
"Definitely Maybe" to świetny i dopracowany krążek nadający się na przeróżne okazje. Utwory zachwycają klimatem i nie można się od nich oderwać przez dłuższy czas. Warto przesłuchać całość, chociażby dlatego, iż Oasis to ikona britpopu oraz jeden z najpopularniejszych zespołów rockowych lat 90. Warto samemu przekonać się, co band zaprezentował na swoich albumach, niż sugerować się negatywnymi opiniami innych osób. Jak dla mnie naprawdę warto i zachęcam do odsłuchu.
Ocena: 8/10
'Definitely Maybe' i 'What's The Story' to wiadomo, kanon. Szkoda, że później zabrakło im trochę pomysłów.
OdpowiedzUsuńA self-titled The Stone Roses słyszałaś? Warto zauważyć jak bardzo Gallagherowie i spółka byli zapatrzeni w tę płytkę.
P.S. Tak mi się jakoś rzuciło w oczy - opublikowałaś notkę dokładnie o tej samej godzinie co ja. ;)
Pozdrawiam
ah, Osasis. ah, bracia Gallagher :) Słuchałaś może solowej płyty Noela? Ja się zakochałam absolutnie. Polecam.
OdpowiedzUsuńA z tej płyty najbardziej lubię oczywiście "Rock'n'Roll star", w wersji live miażdży. Ale to krążek "what's the story..." zajeżdżam do zdarcia :) No bo przecież "Woderwall", czy "Don't look back in anger" to sa jedne z napiękniejszych utworów ever. Zwłaszcza "Wonderwall". Co do britpopu. Myslovitz często było szufladkowane jako zespół britpopowy. Porównywano ich nawet do Oasis. A oni się wtedy zawsze wkurzali. Nie rozumiem dlaczemu :D
Zespół znam, ale nie przepadam :)
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę :O
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę... ale wydaje się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńZłe wieści dot. naszej walki o "Wieczorynkę"... co dalej? http://ratowanieswiata.blogspot.com/2013/08/1947-uratujmy-wieczorynke-dobranocka.html
I have to check this album out - I've never listened to Oasis before. :)
OdpowiedzUsuńOd Oasis znam tylko "What's The Story", ale "Definitely Maybe" z chęcią przesłucham :)
OdpowiedzUsuńwieki ich nie słuchałam :o
OdpowiedzUsuńw ogóle dziwie się, że ktoś tu pisze że ich nie zna ;o
hej na www,listamegaprzebojowalicia.bloog.pl jest nowe notowanie serdecznie zapraszam do glosowania :) pierwszy raz o kims takim slysze :(
OdpowiedzUsuńO ale sprawilas mi radosc ta recenzja. Uwielbiam Oasis, i do tej pory nie moge sie pogodzic z tym ze zespol sie rozpadl. Ani solowy album Noela ani Nowa formacja Liama - Beady Eye, to juz niestety nie jest to. Dwa pierwsze albumy chlopakow to prawdziwe perelki, caly czas do nich wracam, i ciagle bede. Osobiscie troche bardziej wole ich drugie dzielo, czyli "( What's The Story ) Morning Glory, ale ten album tez jest kapitalny.
OdpowiedzUsuńPierwszy raz o tym słyszę...
OdpowiedzUsuńnie wierzę w te komentarze powyżej, że "pierwsze słyszę", to jakieś kosmiczne dla mnie, fanki brytyjskiego grania ;p zapraszam na nowy post :)
OdpowiedzUsuńWczoraj czytałam o tym albumie, dlatego nie jest mi obcy. Jednak album "What's a story..." odniósł większy sukces ("Wonderwall" <3). Ja się skupiłam na Beady Eye, nowym zespole Noella Gallaghera i nie długo u mnie będzie recenzja. A na razie nowa notka, zapraszam i pozdrawiam :).
OdpowiedzUsuńPS. co do Boba Dylana... To tylko 35 albumów studyjnych :D.
Beady Eye to nowy zespol Liama a nie Noela.
Usuńnie wiem, czy Szafira nie miała na myśli Beady Eye ORAZ nowego zespołu Noela, czyli Noel Gallagher's High Flying Birds. Chyba, żeby nie ;p Swoją drogą NGHFB o niebo lepsze od Beady Eye. Zawsze wolałam Noela :D
UsuńKolejna płyta, której nie znam. Ale okładka interesująca.
OdpowiedzUsuńNowa recenzje na http://The-Rockferry.blog.onet.pl (3x Kelly Clarkson)
Zapraszam na zapowiedź wielkiej imprezy blogowej na http://ratowanieswiata.blogspot.com/2013/08/1948-zapowiedz-wielkiej-imprezy-blogowej.html :)
OdpowiedzUsuńNie przepadam za tym zespołem
OdpowiedzUsuńNie znam tego zespołu :( Zapraszam na nowy post o polskim zespole, którego twórczość może Ci się spodobać :) www.PatriciaxLife.blogspot.com
OdpowiedzUsuńNiestety zespołu ani trochę nie kojarzę, ale ten utwór, który dałaś w notce całkiem fajny :) Zapraszam do mnie na NN
OdpowiedzUsuńnigdy nie słyszałam o tym zespole.
OdpowiedzUsuńNa http://mybestmusic.blog.pl/ jest nowa notka
Muszę kiedyś przesłuchać jakiś ich album w całości, bo póki co znam jedynie niektóre single, które złe nie są.
OdpowiedzUsuńNowa recenzja: "Jazz-Iz Christ" Serj Tankian (fizzz-reviews.blogspot.com)
O tym zespole chyba każdy słyszał, ale jakoś chyba nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby się z nimi zapoznać... Dzięki Twojej recenzji na pewno to zrobię, muszę sobie ich dopisać do mojej długaśnej listy ;)
OdpowiedzUsuń