Archiwum

Recenzja albumu Hurts "Surrender"

1. Surrender
2. Some Kind Of Heaven
3. Why
4. Nothing Will Be Bigger Than Us
5. Rolling Stone
6. Lights
7. Slow
8. Kaleidoscope
9. Wings
10. Wish



Ponad dwa lata minęły od premiery ostatniego albumu duetu Hurts, jednak czas ten minął błyskawicznie i ani się obejrzeliśmy, a muzycy z Manchesteru popełnili swoje kolejne dzieło. W międzyczasie jednak Theo Hutchcraft i Adam Anderson podjęli współpracę ze szkockim DJ-em Calvinem Harrisem, która zaowocowała przebojowym singlem "Under Control". Brytyjczykom najwyraźniej spodobały się takie klimaty, gdyż na nowej płycie słuchacze mogą zakosztować nieco lżejszej odmiany Hurts.

Kompozycje duetu zawsze miały w sobie pewną dawkę chwytliwości i zapadały w pamięć. Na tle banalnej muzycznej papki znanej z radia wypadały jednak dużo bardziej oryginalnie i ambitnie - pomimo wyraźnego inspirowania się innymi zespołami Brytyjczycy zdołali wypracować swój charakterystyczny styl, za który pokochały ich miliony fanów. Debiutanckie "Happiness" czerpało ze stylu new romantic lat osiemdziesiątych i czarowało swoim specyficznym klimatem, kolejne "Exile" było udaną kontynuacją zaprezentowanej wcześniej stylistyki i zawierało następną porcję przebojów. Najnowszy krążek nie przynosi jednak zbyt wielkich rewelacji. "Surrender" w wersji podstawowej to tylko dziesięć utworów, wśród których ciężko doszukać się jakiejś dominującej pozycji. Nie, nie znaczy to, że album jest napakowany tak dobrymi kompozycjami - niestety wypada dość słabo i po kilku odsłuchach zaczyna nużyć. Nietrudno oprzeć się wrażeniu, że muzycy tworząc trzeci w karierze krążek kurczowo trzymali się jednego schematu, jakby obawiając się zahaczyć o bardziej zróżnicowane patenty. W efekcie utwory zlewają się ze sobą, tworząc nieco mdłą radiową papkę, o której nie będzie się pamiętało za rok. Hurts za bardzo chcieli zdobyć sympatię przeciętnego słuchacza, jednocześnie zatracając w tym siebie.


Otwierające całość intro "Surrender" to emocjonalnie zaśpiewane i pełne napięcia wprowadzenie do albumu, po którym przechodzimy do singlowego "Some Kind Of Heaven", posiadającego dużą siłę przebicia i zachowującego poziom energicznych kawałków z dwóch poprzednich płyt. Utwór świetnie spełnia swoją rolę - błyskawicznie wpada w ucho i zachęca do rzucenia uchem na pozostałe pozycje. Porywa również nie grzeszące oryginalnością "Why". Utwór sprawia wrażenie nagranego na szybko, przy użyciu zbyt dużej ilości środków, przez co da się wyczuć w nim pewien przesyt. Brzdąkanie na gitarce, elektroniczne wstawki, pulsujące dźwięki i wybuchowy refren? W moim odczuciu trochę tego tutaj za dużo. "Nothing Will Be Bigger Than Us" to kolejny utwór utrzymany w dyskotekowym klimacie. Tutaj klubowy bit jest zaakcentowany jeszcze bardziej i obcujemy z bardzo banalnym, kierującym się ku modnym brzmieniom kawałkiem. Lepiej prezentuje się synthpopowe "Rolling Stone" zahaczające momentami o dramatyczne tony. Jednak jak na moje ucho, podkład nieco gryzie się tutaj z warstwą tekstową.

Podszyte delikatną funkową pulsacją "Lights" może pochwalić się ciekawą aranżacją, która w końcu budzi u mnie nie irytację, lecz zaciekawienie oraz chęć ponownego odsłuchu całości. Co prawda mamy tutaj do czynienia z chwytliwą melodią, ale jest ona przełamywana interesującymi smaczkami. Pod względem wokalnym fajnie wypada wyraziste, posiadające zapadający w pamięć refren "Slow". W funkowym "Kaleidoscope" muzycy postanowili ponaśladować Daft Punk, co dało całkiem udany efekt. Utworu słucha się z niemałą przyjemnością. W eterycznej balladzie "Wings" wieje nudą, a całość momentami popada w przesadny patos. Album zamyka ładnie zaśpiewane i skomponowane "Wish", będące po prostu poprawną kompozycją, którą na pewno docenią miłośnicy ballad.

Album "Surrender" jest doskonałym przykładem pozbywania się przez artystów większości swoich atutów, kierując się w stronę sukcesów komercyjnych. Za dużo tutaj brokatu i marnych melodii, a brakuje autentyczności. Theo i Adam zboczyli z wydeptanej przez siebie ścieżki, a nowy obrany przez nich kierunek bynajmniej do mnie nie trafia. Słuchacze, którzy polubili Hurts za dwa pierwsze albumy, będą najnowszym krążkiem rozczarowani.

Ocena: 5/10

6 komentarzy:

  1. Jedyna piosenka, która podoba mi się z tej płyty to Some Kind of Heaven. Reszta jakoś posżła w niepamięć

    www.Rebelle-K.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dobra recenzja. Albumu słuchałam tylko raz i nie zachęcił mnie on do ponownym odtworzeń.

    Zapraszam na nową recenzję (Adele - Hello) na blogu NAMUZOWANI.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekalem na twoja recenzje tego albumu. Dzieki.
    coffeecharts.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten album to największy zawód tego roku. Bardzo przykro, że nie przeszli tej próby trzeciej płyty pomyślnie. Pozostaje mieć nadzieję, że trzecia będzie bardziej udana.

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna i interesująca recenzja :) Lubię zespół Hutrs, niestety maja to do siebie, ze ich kawałki po ciągłym słuchaniu stają się nudne. Liczyłam, że album odniesie większy sukces.
    Pozdrawiam Angell
    Zapraszam do mnie www.music-keeps-alive.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak pierwszy raz przesłuchałam Surrender nie za bardzo przypadł mi do gustu.
    Przesłodzony album, pomyślałam. Nastawiony na komercje. Troszkę szkoda, bo Exile było jak dla mnie zdecydowanie dobrym dla nich kierunkiem.
    Po paru kolejnych przesłuchaniach przyzwyczaiłam się do tego nowego brzmienia i jakoś mniej mi to przeszkadza. Album jest po prostu inny. Ja tu oczywiście chłopaków nie bronię, bo mogli zrobić coś o wiele bardziej niesamowitego, a stać ich na to, tylko może pomysłów też było brak i stąd takie Surrender?
    Najbardziej zachwyciło mnie "Rolling Stone".

    http://zapachstron.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń